My, polscy przedsiębiorcy, z uwagą powinniśmy przyglądać się instytucji o szumnej nazwie Polski Fundusz Rozwoju. Instytucja ta powołana do życia przez rząd „dobrej zmiany” dysponuje ogromnymi, idącymi w miliardy złotych środkami z budżetu państwa, które teoretycznie powinny posłużyć do wsparcia, doinwestowania najbardziej ambitnych, dobrze rokujących pomysłów, wynalazków i rozwiązań przedstawianych przez polskie firmy.
Polskiemu Funduszowi Rozwoju przyjrzeć się należy z wielu powodów, ale ja wymienię tylko dwa. Są to: skład osobowy władz i zarządu oraz prowadzona polityka wydatkowania pieniędzy.
By unaocznić kim są zarządzający funduszem przedstawię głównego ekonomistę, Pawła Dobrowolskiego. W swym życiorysie może on pochwalić się tym, że przez trzy lata był prezesem Forum Obywatelskiego Rozwoju (jak sam mówi – think thanku Leszka Balcerowicza), a w latach 1989-1991 pracował jako asystent Jeffrey’a Sachsa – głównego autora tzw. terapii szokowej dla Polski. Pan Dobrowolski był przez lata, obok Leszka Balcerowicza, frontmenem w walce z wszystkim, co w Polsce państwowe bądź spółdzielcze, był chorążym jedynie słusznej idei prywatyzowania za bezcen w ręce kapitału zagranicznego polskich przedsiębiorstw i banków. Jeszcze dziś twierdzi w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej, że „obecność zagranicznych banków była Polsce niezbędna, bo myśmy własnych banków nie mieli” a następnie dodaje, że „polski sektor bankowy na początku lat 90-tych był bankrutem. Nie było know-how. Bankami nikt nie umiał zarządzać.” Z tego co pisze Paweł Dobrowolski wynika, że nie istniał na przykład Bank Handlowy, który o dziwo choć działający za komuny, od razu spodobał się Amerykanom z City Bank. Przejęli go prawie za darmo mianując prezesem Sławomira Sikorę, który wcześniej jako wiceminister finansów za bezcen sprzedał Bank Śląski firmie ING.
Paweł Dobrowolski rozwija swoją myśl następująco: „Kiedyś potrzeba było więcej kapitału zagranicznego, teraz potrzeba więcej krajowego”. Od słów przechodzi do czynów, oczywiście pod kierunkiem prezesa Pawła Borysa. A oto transakcje, jakie Polski Fundusz Rozwoju przeprowadził w ostatnim czasie.
Za około 500 milionów złotych odkupił Polskie Koleje Linowe, podczas gdy kilka lat temu zostały one sprzedane za około 200 milionów złotych, a ich zyskowność nie przekracza 10 milionów złotych rocznie. Koleje linowe wymagają poważnych inwestycji, a w tle są roszczenia górali do gruntu.
Drugim przykładem jest wykup lotniska w Radomiu i deklaracja o zainwestowaniu w ten port lotniczy około 500 milionów złotych. Tymczasem Radom nie posiada i długo jeszcze nie będzie miał sprawnych połączeń komunikacyjnych z całym krajem. Rozbudowa lotniska w Radomiu odbierze klientów lotniskom w Lublinie, Rzeszowie, na Śląsku, a może nawet w Krakowie. Ale najważniejsze pytanie, które ciśnie się na usta brzmi – jak będzie się miała rozbudowa lotniska w Radomiu do budowy Centralnego Portu Lotniczego w Baranowie.
Trzeci przykład jest powalający. Firma Solaris (producent autobusów) z dominującym polskim kapitałem została sprzedana za około miliard złotych hiszpańskiej firmie CAF. Polski Fundusz Rozwoju mógł kupić Solarisa taniej, ale tego nie zrobił. Po kilku tygodniach od transakcji PFR odkupił – podkreślam odkupił – od Hiszpanów 35% udziałów dawnego Solarisa (co nie daje żadnego wpływu na decyzje CAF) za … około 300 milionów złotych. Trudno uwierzyć, ale tak było.
A teraz smaczek dotyczący powyższych transakcji. Otóż hiszpańska firma CAF wygrała przetarg w Rumunii na dostawy wagonów do metra. Realizację przetargu wstrzymano, gdy okazało się, że Hiszpanie przekupili członka komisji przetargowej, a ten ujawnił im szczegóły ofert konkurentów. Oto jakich partnerów wybrał Polski Fundusz Rozwoju – śmiać się czy płakać?
W tym samym czasie polska firma Ursus, która dopracowała się własnej, oryginalnej może nawet w skali światowej konstrukcji autobusu elektrycznego, która ma zamówienia, jest konsekwentnie niszczona przez polskie banki, Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Polski Fundusz Rozwoju nigdy nie znalazł możliwości na nawiązanie współpracy z Ursusem. Ciekawe, co stanie się teraz, gdy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju współpracujące z PFR uzna, że wygranym w konkursie na pojazd elektromobilny jest Ursus. Czy po raz kolejny, tak jak to miało miejsce w innych przetargach, konkurs zostanie unieważniony, a Ursus dostanie… figę z makiem.
Sumując – skład osobowy i działania Polskiego Funduszu Rozwoju dowodzą, jak „dobra zmiana” w gospodarce okazała się parawanem, zasłoną, przechowalnią i miejscem (użyję trudnego słowa) do przepoczwarzenia się dawnych skrajnych liberałów rodzimego chowu w specjalistów od dzielenia i wydawania naszych pieniędzy „po uważaniu” w myśl starej zasady – płyńmy z prądem trzymając się… koryta.