Kiedy rząd w ostatnich tygodniach wystąpił z inicjatywą ustawy ograniczającej obrót gotówkowy między przedsiębiorcami do kwoty 15 000 złotych dla jednej faktury, mój nos wyczuł, że będą następne pomysły w tej tonacji. Ponieważ nie chciałem straszyć, krakać i wywoływać wilka z lasu – milczałem. I oto niestety moje przewidywania spełniły się w myśl zasady, że jak jest źle to może być zawsze gorzej czyli… wilk wyszedł z lasu sam. O kim mowa?
O Panu senatorze Grzegorzu Biereckim, przewodniczącym komisji Finansów Publicznych, prezesie SKOK. Wspierany przez świtę prześwietnych doradców pan prezes raczył był udzielić wywiadu, w którym stwierdził co następuje: „Obrót gotówkowy powinien być ograniczony do codziennych, podstawowych zakupów (…) Stale zwiększa się powszechność kart płatniczych, od września, wskutek wdrożenia unijnej dyrektywy o podstawowym rachunku bankowym, wszyscy Polacy będą mieli dostęp do taniego w użytkowaniu konta, do dziesięciu przelewów ma być to usługa darmowa.”
Wypada mi w tym miejscu grzecznie zapytać pana prezesa czy kiedy będę chciał dać na tacę w kościele większą kwotę gotówką, co przecież zostanie zakazane, czy pan prezes łaskawie pozwoli mi skorzystać z darmowej usługi w SKOK – o ile parafia będzie miała konto.
Wypada też zapytać, jak rozwiązany zostanie problem obcokrajowców chcących wymienić dewizy na złotówki, ale nie życzących sobie rozliczenia poprzez karty płatnicze.
Należy też jednoznacznie poinformować, że wszystkie kantory wymiany walut ulegną likwidacji.
Argumenty przemawiające za pomysłem pana prezesa i jego prześwietnych doradców, przez niego przedstawione – brzmią bojowo: „ (…) mamy do czynienia z dużą szarą strefą. To zaburza konkurencję, bo ten, kto płaci ludziom pod stołem albo unika opłat ZUS czy na ochronę zdrowia może taniej zaoferować swoje produkty i usługi. Trzeba rozważyć ograniczenie w Polsce obrotu gotówkowego. To jest najlepszy sposób ograniczenia szarej strefy.”
Logika pana prezes jest porażająca. A mianowicie: za główną przyczynę istnienia szarej strefy w Polsce uznaje… obrót gotówkowy, istnienie pieniądza papierowego. Wniosek, który wyprowadza brzmi – zlikwidujmy obrót gotówkowy, a radykalnie ograniczymy bądź zlikwidujemy szarą strefę.
Ta logika pozwala mi zakwalifikować pana prezesa do grona ekonomistów, którzy niczym przysłowiowy lekarz z powieści Haszka o Szwejku wszystkie choroby leczył… lewatywą.
Jeśli pan prezes chce konsekwentnie trzymać się przyjętej logiki, powinien „pójść za ciosem i postawić kropkę nad i”. Co mam na myśli? Czekam na obwieszczenie przez niego decyzji partii i rządu o całkowitej likwidacji i zakazie obrotu gotówkowego w Polsce. Ot co!
Ze swej strony przewiduję, że reakcją na taką decyzję byłoby spontaniczne powstanie „pieniądza gotówkowego drugiego obiegu” , którym najprawdopodobniej byłyby dewizy, a dominowałby dolar. Powstałby „niezależny, samorządny obrót gospodarczy” . Gwarantuję, że rozrost szarej strefy i czarnorynkowego, nieewidencjonowanego obrotu gospodarczego zaskoczyłby największych optymistów. A przecież w myśl terapii zaproponowanej przez pana prezesa… szara i czarna strefa powinny zniknąć.
Sądzę, że sprawa ograniczenia obrotu gotówkowego – pomysł i marzenie bankierów i banksterów to sprawa poważna, przedstawmy zatem nasze argumenty przemawiające przeciw.
Zło, patologię, chorobę a takimi jest istnienie szarej strefy w myśl podstawowej zasady lekarskiej należy leczyć nie szkodząc – primum non nocere. Leczenie należy zacząć od wskazania przyczyn oddzielając je od objawów. Moim zdaniem istnienie szarej strefy to w decydującej mierze efekt złego prawa gospodarczego, złego systemu podatkowo-kursowego, złego systemu kreacji pieniądza i wadliwego działania instytucji państwowych. Ograniczyć i to radykalnie szarą strefę można i należy, ale tylko pod warunkiem zastosowania instrumentów ekonomicznych i prawnych zachęcających i motywujących do ujawnienia obrotów i dochodów przez przedsiębiorców i obywateli, a nie stosując przymus administracyjny i zakazy, strasząc karami.
Należy zapytać pana prezesa czy swój pomysł uzgodnił tylko ze swoimi prześwietnymi doradcami, czy tak jak nakazują reguły demokracji skonsultował go z bezpośrednio zainteresowanymi konsumentami i producentami. Z pewnością nie. Należy on zatem do grona tych przedstawicieli władzy, którzy „zawsze wiedzą lepiej i nie muszą nikogo pytać”.
Ograniczenie radykalne obrotu gotówkowego oznacza ograniczenie wolności gospodarczej, zaś przymus dokonywania zakupów za pośrednictwem banków i instytucji finansowych oznacza na dodatek radykalne naruszenie prawa do prywatności. Coraz częściej ostatnio te niezbywalne prawa człowieka są ograniczane, a nawet łamane. Dzieje się tak pod pretekstem obrony przed terroryzmem, bądź też pod pretekstem troski o budżet państwa. Pan prezes swym działaniem chce dopisać kolejną kartę. Takie zachowanie, taka postawa cechuje z reguły przedstawicieli władzy, która nie potrafi rządzić w imieniu i dla dobra obywateli, decyduje się zatem na rządy … dla dobra własnego.
Wątpię, by pan prezes nie rozumiał, że przymus obrotu bezgotówkowego poprzez banki radykalnie rozszerza wiedzę tych instytucji o obywatelach, kontrolę nad obywatelami. Wiedza powzięta o klientach banków, wnioski z niej wynikające będą z pewnością konsekwentnie wykorzystywane do „strzyżenia obywateli”. A banki potrafią to znakomicie robić.
Ograniczenie obrotu gotówkowego to potężny cios wymierzony w handel bazarowy i giełdowy. A zatem w polskich małych i średnich handlowców. Może to oznaczać likwidację wielu tysięcy rodzinnych firm. A ponieważ przegraliśmy z kretesem wojnę z zagranicznymi firmami o dominację w handlu wielkopowierzchniowym to obrona ostatniego bastionu w polskich rękach – handlu w małych sklepach i na prowincji powinna być priorytetem działania rządu. Polscy mali i średni handlowcy nawet jeśli – zmuszeni „przez życie” do częściowego działania w szarej strefie – w Polsce płacą podatki, dokonują zakupów, inwestują. W przeciwieństwie do nich zagraniczne sieci handlowe podatków w Polsce nie płacą, a ogromne zyski transferują za granicę.
Istnienie szarej strefy w Polsce to także efekt błędnej, należy powiedzieć zgubnej dla państwa i obywateli polityki NBP i banków. Trudny pieniądz, drogi kredyt, deflacja to zjawiska będące efektem braku emisji pieniądza stosownie do dynamiki i potrzeb gospodarki. NBP emituje pieniądz tylko na pokrycie wymiany dewiz na złotówki, a to oznacza niedobór „gotowego grosza” na rynku. Szara strefa dzięki której cyrkulacja, obrót pieniądza zostaje przyspieszony, zwielokrotniony to właśnie naturalna samoobrona podmiotów gospodarczych przed brakiem pieniędzy na rynku. O dziwo, o tym by pan prezes interweniował w NBP nie słyszeliśmy.
Ograniczenie, bądź likwidacja obrotu gotówkowego radykalnie spowolni wzrost gospodarczy. Zacytujmy filozofa F. Bacona „pieniądz jest jak nawóz, nie rozrzucony nie przynosi plonów”. Likwidacja gotówki to likwidacja pewnej formy gospodarowania i narzucanie, wymuszanie innej. Każdy przymus w gospodarce to zło, choć bywa, że konieczne. Ale ten nowy przymus, nałożony na wszystkich obywateli, ostrzegam, może być… niebezpieczny nawet dla władzy.
Pora zadać (przepraszam damy) bardzo kobiece pytanie – ale właściwie o co chodzi? Otóż uważam, że pan prezes i prześwietna świta doradców doskonale wiedzą o co chodzi i komu to służy. A służy bankom i instytucjom bankowym, jak SKOK-i. One będą jedynymi depozytariuszami pieniędzy, one będą dyktowały reguły gry, zarabiały na wszystkim tyle, ile uznają, że należy, oczywiście kosztem obywateli i przedsiębiorców. Deklarowana troska o budżet ze strony pana prezesa to mówiąc językiem młodzieżowym „pyszna ściema”.
Propozycja radykalnego ograniczenia obrotu gotówkowego to od dawna marzenie prezesów największych banków. Dotąd nie mieli oni odwagi zgłosić tego pomysłu publicznie, zatem pan prezes ich usłużnie wyręczył, czyli zrobił „za nich, dla nich”.
A przecież pan prezes znakomicie rozumie, że to rozwiązanie będzie skutkować zwiększeniem zysków banków kosztem obywateli i przedsiębiorców, a następnie zwiększeniem wywozu, transferu pieniędzy z Polski przez banki.
Wypada zapytać, czy na tym ma właśnie polegać tak nagłaśniana idea repolonizacji banków i gospodarki? Jeśli tak, to polscy przedsiębiorcy powinni zdecydowanie powiedzieć – dość! A ja wzywam – polscy przedsiębiorcy organizujmy się i organizujmy samorząd gospodarczy.