Wolność polskiego przedsiębiorcy to własność i wybór

„Wolność nie jest Polakom dana, jest zadana” – to cytat, a jednocześnie przesłanie przekazane nam przez Jana Pawła II. Wolności należy nie tylko bronić, ale przede wszystkim ją umacniać. Fundamentem wolności we współczesnym świecie jest własność. Nie chodzi tu o posiadanie dóbr konsumpcyjnych, gadżetów, a posiadanie dóbr kapitałowych, które pozwalają pomnażać zasoby. Czym dzisiaj są…

Continue reading →

O wolności przedsiębiorców

Tezy polskich przedsiębiorców: wysoka kwota wolna od podatku, oszczędności wolne od podatków i dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców.
A tymczasem rządzący przygotowali nowe danie wyborcze: obdzieranie ze skóry przedsiębiorców.
Inwestycje? A gdzie są banki z ofertami dla polskich przedsiębiorstw?
Klasa średnia? Jarosław Kaczyński chce ją budować niszcząc przedsiębiorców? To z nimi należy ją budować, a nie obdzierając ich ze skóry dla wyborczych obietnic.
(w Poznaniu na konferencji PSL)

Trzynastka jak jałmużna

W maju wszyscy emeryci i renciści otrzymają jednorazowo taką samą kwotę 888 złotych „na rękę” (1100 złotych brutto) czyli równowartość jednomiesięcznej najniższej emerytury. W czym widzę problem? Koszyk dóbr i usług dla emeryta w sposób znaczący różni się od zawartości koszyka młodego, czynnego zawodowo obywatela. Ludzie starsi swoje niewielkie emerytury – średnio nie przekraczające 2…

Continue reading →

Imigracja zarobkowa Ukraińców – cieszyć się czy bać?

Czy masowa imigracja do Polski Ukraińców szukających i znajdujących tu pracę to rozwiązanie mądre i dobre czy głupie i złe z punktu widzenia naszego państwa i narodu, tak w krótszej, jak i długiej perspektywie? Odpowiedź polskiego dewelopera, rolnika, sadownika, rodziny potrzebującej opiekuna do osoby starej i niedołężnej będzie jednoznaczna. Tak, to konieczność, to wybawienie z…

Continue reading →

Rok 2017 oczami polskiego przedsiębiorcy

 Co przyniesie Polsce i Polakom rok 2017? Czy upłynie pod dobrą czy złą gwiazdą? W kalendarzu chińskim jest to rok Koguta. Czy więcej w nim będzie piania i stroszenia piór, czy walki na uzbrojone w ostre noże szpony, tak jak nakazuje dalekowschodni rytuał? Co przyniesie kolejne dwanaście miesięcy przedsiębiorcom? Jestem jednym z nich – polskim…

Continue reading →

WYBIERAJ – EMIGRACJA ALBO BEZROBOTNY ZAWODOWY

Zacznijmy od faktów.

W poszukiwaniu pracy wyemigrowały 2-3 miliony Polaków, głównie młodych, zdolnych, aktywnych, energicznych. By uchwycić skalę zjawiska powiem, że wielkość ta odpowiada dziesięcioletniemu przyrostowi naturalnemu w Polsce. To tak, jakby w ciągu dekady Polacy nie rodzili się, a wyłącznie wymierali.

Według ostatnio przeprowadzonych badań około półtora miliona dorosłych Polaków jest zdecydowanych wyemigrować w poszukiwaniu pracy. Co gorsza, w sumie około cztery miliony naszych rodaków poważnie rozważa emigrację za pracą. Główne powody i motywy ich decyzji to zarobki i lepszy standard życia. Najliczniejszą grupę potencjalnych emigrantów stanowią ludzie młodzi do 35 roku życia (ponad 60%), mieszkańcy województw wschodnich i południowych ze wsi i małych miasteczek. Co ciekawe, za próg wynagrodzenia powyżej którego gotowi byliby zostać i pracować w Polsce uznają kwotę około 2,5 tysiąca złotych netto. Dodajmy, że według oficjalnych statystyk zarejestrowanych bezrobotnych w Polsce jest około półtora miliona.

Zjawiskiem nowym, o wysokiej dynamice, którego lekceważyć nie należy jest imigracja zarobkowa do Polski około jednego miliona Ukraińców. Gdzie znajdują zatrudnienie? Przede wszystkim w rolnictwie, budownictwie, usługach, handlu. Wykonują prace ciężkie, niskopłatne, bez przestrzegania kodeksu pracy, respektowania norm zdrowotnych i ekologicznych.

Pora wyciągnąć wnioski.

Pierwszy z nich: błędna polityka wysokiego opodatkowania niskich płac doprowadziła do wyrugowania części Polaków z wykonywania zawodów przejętych następnie przez Ukraińców. Gdyby jednocześnie Polacy znajdowali zatrudnienie w zawodach wyżej płatnych, cieszących się większym szacunkiem bądź prestiżem moglibyśmy powiedzieć, że nic złego się nie dzieje. Ale tak nie jest, czego dowodem właśnie chęć emigracji około półtora miliona Polaków o niskim wykształceniu. A zatem polityka kolejnych rządów polega na kreowaniu mechanizmów ekonomicznych, rugowania Polaków z rynku pracy i rozszerzania tego rynku dla Ukraińców. W konsekwencji polityka ta wymusza na młodych Polakach emigrację zarobkową. To jest prawda, której nikt głośno nie ma odwagi powiedzieć.

Wniosek drugi: wysokie opodatkowanie niskich dochodów stoi w całkowitej sprzeczności z próbą wprowadzenia polityki prokreacyjnej poprzez ustawę 500+. Tam, gdzie zmusza się do emigracji, utrudnia zakładanie i samowystarczalność materialną rodzin nie należy liczyć na wysoki przyrost naturalny.

Wniosek trzeci: znaczna część Ukraińców pracuje na szaro bądź czarno czyli nie płaci w Polsce podatków. Ile z tego tytułu wynoszą straty budżetu? Warto spytać ministra finansów. Co więcej, Ukraińcy starają się zarobione pieniądze zaoszczędzić, czyli ograniczają własną konsumpcję, zmniejszają popyt ku utrapieniu producentów i handlowców w Polsce. Ci ostatni przecież nie sprzedawszy i nie zarobiwszy zapłacą mniejsze podatki. Ukraińcy zaoszczędzone złotówki wymieniają na dolary i wywożą z Polski, czym pogarszają bilans płatniczy, ograniczają obieg pieniądza a w sumie rozmiary inwestycji i wynikającego stąd przyrostu zatrudnienia w Polsce. Według moich szacunków skala wywozu dewiz z Polski przez Ukraińców wynosi od trzech do pięciu miliardów złotych.

Wniosek czwarty: pod znakiem zapytania postawić należy działalność urzędów pracy i całego systemu „kojarzenia” pracodawców z pracownikami. Jaki sens mają szkolenia, przekwalifikowania, kursy i tym podobne przedsięwzięcia dla młodych ludzi bez kwalifikacji, jeśli pracy dla nich nie będzie, bo Ukraińcy podejmą ją za niższą płacę. Mamy do czynienia z grą pozorów, gdzie urzędy pracy udają, że troszczą się o bezrobotnych a bezrobotni udają, że szukają pracy. Wychowaliśmy dzięki złemu prawu pracy i prawu podatkowemu zastępy, o których  bard Warszawy Stanisław Grzesiuk śpiewał, że każdy z nich „jest chłop morowy i bezrobotny jest zawodowy”.

Zastanówmy się nad przewidywanym rozwojem wypadków. Należy obawiać się pogarszania sytuacji ekonomicznej i politycznej na Ukrainie. Destabilizacja w tym kraju, która może nastąpić niebawem, wywoła zwiększony napływ imigrantów zarobkowych do Polski. Rozszerzy to strefę pracy na szaro i czarno, ale co ważniejsze może wzmóc presję na spadek realnych wynagrodzeń tam, gdzie Ukraińcy znajdują zatrudnienie. W konsekwencji pogorszy się pozycja polskich pracowników, zmniejszą możliwości znalezienia pracy, wzmocnią motywacje do emigracji z Polski. O konsekwencjach powyższych zjawisk dla budżetu państwa pisałem powyżej.

Co zatem należy zrobić?

Za najważniejsze uważam szybkie i radykalne uporządkowanie systemu wynagradzania i opodatkowania najniższych wynagrodzeń poprzez zwiększenie kwoty wolnej od podatku do poziomu właśnie 2-2,5 tysiąca złotych miesięcznie, czyli poziomu postulowanego przez potencjalnych emigrantów. Porównajmy – środki przeznaczone na ustawę 500+ pozwoliłyby zatrudnić dwa miliony bezrobotnych i powiększyć ich wynagrodzenie o około tysiąc złotych z obecnego minimum wynoszącego 1355 złotych netto. A to przecież oznacza, że potencjalni emigranci zdecydowaliby się na pozostanie w Polsce, tu konsumowali i płacili podatki, tu zakładali rodziny i mieli dzieci. Należy także obniżyć narzuty na płace (ZUS) dla najniżej płatnych zawodów. Przedsiębiorców zaś należy premiować ulgami inwestycyjnymi, przyspieszonym i zwiększonym odpisem amortyzacyjnym.

Naiwnością jest mniemać, że napływ Ukraińców do Polski uda się ograniczyć bądź zlikwidować metodami administracyjnymi. Jest już za późno. Są firmy, branże, które całą kalkulację oparły na tanim robotniku ukraińskim. Byłoby głupotą je niszczyć. Należy zatem zalegalizować pracę Ukraińców w Polsce w taki sposób, by przestało się opłacać zatrudniać ich nielegalnie, a ich samych zniechęcić do takiej pracy. Służyć do tego może podatek ryczałtowy.

Należy także przeciwdziałać aprecjacji złotówki względem dolara, dążyć do osłabienia jej kursu, a zatem nie naśladować bezwolnie polityki Europejskiego Banku Centralnego kierowanego pod dyktando i w interesie Niemiec. Polityka mocnego złotego ma swoje konsekwencje na rynku zatrudnienia w Polsce, szczególnie w zawodach niskopłatnych. Zwiększa napływ imigrantów zarobkowych z Ukrainy, a Polaków „wypycha” na emigrację. I jednym i drugim się to opłaca, ale Polska traci pod każdym względem.

Należy także odebrać Ukraińcom prawo do ubiegania się o 500 złotych na dziecko, co zostało wpisane w tak rozreklamowaną przez rząd ustawę. Szacować można, że około 100 tysięcy Ukraińców skorzysta z takiej dopłaty. Pytam o co chodzi rządowi? Czy o tworzenie dodatkowych zachęt dla imigrantów zarobkowych z Ukrainy? Przecież to rząd deklarował, że zależy mu na przyroście naturalnym Polaków, a nic nie wspominał o Ukraińcach.

     Uważam, że program zmian w polityce społecznej i socjalnej obiecany wyborcom przez rządzących, nie zweryfikowany i nie podporządkowany mądremu programowi ekonomicznemu, w którym na czołowym miejscu postawiony zostanie los i interes małego i średniego polskiego przedsiębiorcy może zakończyć się porażką polityczną. Realne koszty poniosą pracownicy i polskie rodziny.

Bogaty po polsku

Kto to jest zamożny Polak? Według badań socjologicznych i statystycznych osób o majątku przekraczającym jeden milion dolarów, na który składają się nieruchomości, akcje, papiery skarbowe, oszczędności jest w Polsce około 50 tysięcy. Zaś Polaków o majątku przekraczającym 5 milionów dolarów – około 4 tysiące. Według danych urzędów skarbowych ponad 20 tysięcy złotych miesięcznie zarabiają 2-3 promile pracujących Polaków, a zatem około 30 tysięcy osób.

Jak dochodzili w Polsce najzamożniejsi do majątku? Część skorzystała na procederze nazwanym „uwłaszczeniem nomenklatury” czyli przejęciu przez partyjnych funkcjonariuszy przedsiębiorstw, nieruchomości, pieniędzy w latach 1984-1990. Inni, również ci o solidarnościowym rodowodzie, często podając dłoń swym dawnym komunistycznym prześladowcom wykorzystali okazję jaką była rabunkowa prywatyzacja w latach 90-tych. Jeśli przejętego majątku nie przetracili, a potrafili pomnożyć, mądrze zainwestować to dziś są bogaci.

Grupą przed którą wypada pochylić czoła, nazwijmy ich grupą bogatych dorobkiewiczów są ci, którzy zaczynając bez mała od zera, dzięki własnej wiedzy, pomysłom, pracowitości, szczęściu potrafili dojść do fortuny. Możemy i powinniśmy sobie życzyć, by grono takich Polaków rosło szybko i coraz wyraźniej odciskało swe piętno na naszym życiu publicznym.

Co sądzić o tych danych, jak je interpretować?

Po pierwsze – uderza niski poziom od którego w Polsce uznaje się osobę za zamożną. Największy polski bank tak definiuje kogoś, kto miesięcznie otrzymuje na konto ponad 7.500 złotych. Przydaje wtedy tytuł VIP – Very Important Person. Ten sam tytuł otrzymuje osoba mająca na koncie ponad 50 tysięcy złotych, a takich klientów bank ma około 500 tysięcy. Moim zdaniem tak niski pułap zamożności, który uznaje się za przepustkę do bogactwa oznacza, że ciągle w naszej świadomości, świadomości społecznej dominuje postawa czyniąca z biedy cnotę, zgodnie z która nawet niewielkie wybicie się ponad biedę to już przejaw bogactwa. Idzie za tym pogląd ubogiej większości, że „ci bogatsi są obcy”, podejrzani a nawet źli. Zaś ze strony zamożnych pojawia się odruch obawy, izolowania się, ukrywania stanu posiadania i niestety czasami poszukiwania partnerów i sojuszników za granicą bądź wśród snobujących się na zagranicę rodzimych, pożal się Boże, celebrytów.

Drugim wnioskiem, który wyprowadzić należy z danych statystycznych przytoczonych powyżej jest ten który mówi, że 50 tysięcy zamożnych Polaków to raptem jedna tysięczna procent całej ludności. Nawet w odniesieniu do 2 milionów polskich przedsiębiorców owa liczba bogatych to margines. Dla porównania we Francji, gdzie żyje o połowę więcej ludzi niż w Polsce milionerów jest ponad dwa miliony. Zgoda, że Francja nie została tak doświadczona wojnami jak Polska, ani nie przeszła gehenny epoki komunizmu, ale skala różnicy zamożności jest zbyt rażąca.

     Moim zdaniem tak znikomy udział zamożnych Polaków w całym społeczeństwie to prawdziwy akt oskarżenia przeciw rządom i politykom, którzy sprawowali władzę przez ostatnie 27 lat.

Mam nadzieję, że pokaźna szara strefa istniejąca w polskiej gospodarce znacznie poprawia kiepskie dane o zamożności Polaków, a to jest kolejny akt oskarżenia wobec odpowiedzialnych za makroekonomiczne decyzje w Polsce.

Ostatnim wnioskiem, który uważam, że trzeba postawić jest ten mówiący, że im więcej Polaków dorobi się w Polsce, tym większe będzie zbiorowe poczucie szacunku i obowiązku w myśl zasady – skoro coś mam, to o to dbam. A jeśli dbam to chcę, by państwo, jego instytucje i służby działały sprawnie i praworządnie. Można zaryzykować twierdzenie, że także ci, którzy dorobili się  na wpół legalnie, od teraz zechcą zarabiać uczciwie, by również ich dzieci bogaciły się nie żyjąc w strachu. Wraz ze wzrostem bogactwa powinien rosnąć obowiązek i poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne i za państwo. Uważam, że dwie grupy społeczne mają szczególny obowiązek i powiem górnolotnie – misję do wykonania. To inteligencja i przedsiębiorcy. Byłoby dobrze, gdyby fakt ten uznali.

Na koniec wniosek i postulat pod adresem rządu. Można i trzeba docenić troskę i starania o poprawienie doli najuboższych Polaków, ale już najwyższy czas, by podobną troskę, a przede wszystkim determinację w działaniu okazał rząd względem polskich przedsiębiorców oraz wszystkich tych, którzy swoje pomysły i energię chcą przekuć na uczciwie zarobione, duże pieniądze. To oni są naszym największym potencjałem.