Polska motoryzacja na wstecznym biegu

Naród dla rozwoju demograficznego, kulturowego, materialnego potrzebuje wolności. Jej gwarantem i strażnikiem powinno być państwo. Państwo, by sprawnie wypełniać swoje obowiązki, musi być osadzone na fundamencie dobrego ustroju i sprawnej gospodarki, konkurencyjnej z przodującymi w świecie. Ani naród, ani państwo nie przetrwają w globalnym wyścigu bezwzględnych potęg gospodarczych, politycznych i militarnych, jeśli nie staną się na tyle silne, by być partnerem bądź sojusznikiem dla największych.

Dlatego tak ważnym jest uświadomienie Polakom przez Polaków, że dynamika gospodarcza to dla nas dziś „być albo nie być” narodu i państwa. Po 30 latach od upadku komunizmu w Polsce, po „zaczadzeniu” ideologią pseudoliberalizmu i doktryną „niewidzialnej ręki rynku” najwyższa pora zmądrzeć i postawić pytanie: Czy potrafimy zdobyć się na własną strategię gospodarczą oraz na czym powinna ona polegać?

Moim zdaniem strategia gospodarcza dla Polski dziś i na dekadę w przyszłość powinna opierać się na dwóch elementach.

Pierwszy to oczywiście ludzie – elita mająca poczucie obowiązku, odpowiedzialności, poczucie patriotyzmu i pokory.

Drugim jest wieloletnia strategia przemysłowa. Polska „za komuny” przez lata realizowała strategię uprzemysłowienia. Można tę strategię krytykować i pewnie trzeba – jako ułomną, nie przystającą do warunków i potencjału Polski tamtych lat. Jednak pozwoliła ona na powstanie przedsiębiorstw i przemysłów, ośrodków naukowo-badawczych, wynalazków i patentów. To dzięki niej miliony Polaków „trafiły” ze wsi do miast.

Po roku 1989 świat przyspieszył, wszedł w erę rewolucji komputerowej i informatycznej. Był to jednocześnie czas, gdy Polska odzyskała wolność a rządzący, często za namową „życzliwych” zagranicznych doradców dokonali likwidacji wielu przedsiębiorstw, całych branż przemysłu. Gdy świat pędził do przodu, my zaczęliśmy się cofać.

Może ktoś zapytać, dlaczego na pierwszym miejscu stawiam strategię przemysłową, a nie modernizację usług czy rolnictwa. Odpowiedź jest jedna i oczywista. Bo to przemysł, choć zatrudnia tylko około 20% pracujących w nowoczesnej gospodarce, skupia badania naukowe, postęp techniczny, nowe materiały i technologie, wynalazki i organizację pracy. Z nich korzystają następnie usługi i rolnictwo.

Dlatego problem, przed którym stoi dziś Polska powinien być sformułowany następująco – jeśli nasz potencjał jest ograniczony, ponieważ „świat nam uciekł” i nie możemy rozwijać bądź tworzyć od podstaw wielu dziedzin przemysłu, to na czym należy się skoncentrować i dlaczego? Co rozumiem przez termin – skoncentrować? Przede wszystkim działanie rządzących w dziedzinie polityki finansowej, kredytowej, podatkowej, administracyjnej i innych nakierowane na wspieranie i priorytet dla wybranych dziedzin przemysłu.

Twierdzę, że są trzy branże przemysłu, które powinny otrzymać priorytet. Są to: szeroko rozumiany przemysł motoryzacyjny, przemysł maszyn rolniczych i urządzeń obsługujących rolnictwo oraz przemysł obsługujący gospodarkę morską. Oto uzasadnienie.

Polskie rolnictwo, by się modernizować i konkurować z zagranicą potrzebuje tanich środków produkcji, maszyn i urządzeń. Potrzebuje tym bardziej, że dopłaty Unii Europejskiej do wspólnej polityki rolnej, której polscy rolnicy są beneficjentem – będą maleć. W Polsce jest ponad milion gospodarstw rolnych i jest to duży i chłonny rynek na maszyny i urządzenia. Powinna powstać współzależność – tanie polskie maszyny i urządzenia dla rolnictwa, a w efekcie tanie produkty rolne i żywność dla polskiego pracownika w przemyśle.

Dziś w przypadku importu maszyn i urządzeń dla polskiego rolnictwa ta współzależność nie istnieje. Oznacza to większe wydatki i koszty dla rolników, zatem stratę dla rolnictwa, dla rodzimych producentów maszyn i urządzeń, droższą żywność dla mieszkańców miast – tym samym droższego, mniej konkurencyjnego robotnika i pracownika dla polskiego przedsiębiorcy.

Jeśli chodzi o gospodarkę morską – historia Polski uczy, że gdy dawaliśmy się odepchnąć od morza – karleliśmy gospodarczo i politycznie. Dlatego przemysł związany z gospodarką morską jest warunkiem zakotwiczenia Polski od Szczecina po Gdańsk. Morze Bałtyckie to łącznik Polski ze światem, to jeden z kluczy do niepodległości. Praca nad morzem to szansa dla setek tysięcy Polaków. Nie jest przypadkiem, że tak wiele miejsca i troski poświęciły zjednoczone Niemcy inwestycjom w gospodarkę morską w portach i stoczniach dawnego NRD.

Czemu motoryzacja powinna być priorytetem strategii przemysłowej Polski? Motoryzacja od samochodów, ciągników, przez autobusy, na elektrycznych hulajnogach kończąc jest dziś branżą, gdzie dokonuje się bardzo szybki postęp techniczny. Tu powstają wynalazki, nowe technologie, tu zatrudnione są najtęższe umysły, zespoły naukowo-badawcze. Motoryzacja to nowoczesność. Motoryzacja to także wytwarzanie dóbr, które potrzebne są praktycznie każdemu. Kraj taki jak Polska, bez mała 40-milionowy, to ogromny rynek zbytu dla motoryzacji. Tylko w roku 2018 kupiliśmy ponad pół miliona nowych samochodów osobowych i sprowadziliśmy ponad milion używanych. Mamy w Polsce długą i dobrą tradycję produkcji samochodów, ciągników, autobusów. Robiliśmy to przez dziesięciolecia rozwijając jednocześnie branże kooperujące – zakłady usługowe czy naprawcze.

Gdybyśmy jednak chcieli dokonać bilansu, co w sprawie rozwoju polskiej motoryzacji zrobiono przez ostatnie lata – rozliczenie wypadnie tragicznie.

Od początku kadencji, a szczególnie od objęcia funkcji premiera przez Mateusza Morawieckiego głoszona jest teza, że Polska „stała się najpotężniejszym w Europie Środkowej klastrem motoryzacyjnym”. A jednak fakty temu przeczą. W roku 2018 pierwszy raz w historii Rumunia wyprodukowała więcej samochodów niż Polska. W Polsce wytworzono 452 tysiące samochodów osobowych i był to najgorszy wynik od 2003 roku. To Czechy, Słowacja wytwarzają ponad milion samochodów rocznie. Na Węgrzech swoje fabryki zbudowały Audi, Mercedes, BMW. Z pewnością w 2019 roku Węgrzy wyprodukują więcej samochodów niż Polska. Szybko rośnie produkcja samochodów w Rosji, gdzie inwestuje Mercedes i Volkswagen. Niemieckie koncerny samochodowe wyznaczyły dla nas rolę podwykonawcy części i podzespołów dyktując jednocześnie warunki i ceny, po jakich będą je nabywać. Rządzący zdobyli się na gest, który choć myśleli, że pozwoli zachować im twarz, tylko ich pogrążył – wydali ponad 40 milionów złotych na udział w wyścigach Formuły 1 Roberta Kubicy, w zespole, który niezmiennie zajmuje ostatnie miejsce.

Efektem szumnie zapowiadanej produkcji polskiego samochodu elektrycznego są personalne roszady w powołanej do tego spółce, której udziałowcami są koncerny energetyczne. Co gorsza, firma Ursus która wygrała najważniejsze przetargi, zarówno na elektryczny samochód dostawczy, jak i autobusy elektryczne jest konsekwentnie niszczona, sekowana przez urzędników państwowych i banki… podobno polskie. Minister rolnictwa potrafił publicznie powiedzieć – „z Ursusa został znaczek i szyld” – oto „fachowiec w sosie własnym”.

Ursus, firma z wielką tradycją, jedyna prawdziwie polska marka w motoryzacji, której miejsce na polskim i międzynarodowych rynkach próbował odbudować nowy właściciel, stoi na skraju upadku. Jednocześnie Polski Fundusz Rozwoju dofinansowuje kwotą ponad 300 milionów złotych hiszpańską spółkę – konkurenta Ursusa. Upadek Ursusa będzie miał poważne konsekwencje dla posiadaczy traktorów tej marki (a jest ich kilkaset tysięcy), gdyż może zabraknąć części zamiennych i podzespołów. Polski rynek traktorów przejmą w całości zagraniczne firmy.

Od 2004 roku sprowadziliśmy ponad 13,3 miliona samochodów używanych, kupiliśmy 5,5 miliona samochodów nowych. Tylko w roku 2018 sprowadziliśmy ponad milion samochodów używanych, głównie ponad 10-letnich diesli. Z wydatkami na benzynę kosztowało nas to prawie tyle, co roczne wypłaty na 500 plus. Zamiast nowoczesności w polskich warsztatach naprawia się starzyznę. Trujemy powietrze, bo samochody z importu nie mają sprawnych katalizatorów. Polak Polaka próbuje oszukać reklamując, że sprowadzony złom to znakomita okazja.

Dodatkowy problem to fakt, że Polska zniosła obowiązek wykonywania badań diagnostycznych pojazdów z importu, co oczywiście było w interesie zachodnich producentów. Zlikwidowano opłatę za złomowanie pojazdu, którą producenci samochodów w UE płacą jako podatek. Sejm obecnej kadencji wstrzymał prace nad ustawą o karaniu za nielegalne zaniżanie przebiegu auta (tzw. podkręcanie licznika). Polska nie podpisała fragmentu dyrektywy Unii Europejskiej, która nakazywała firmie Volkswagen wypłatę odszkodowań za oszustwa wynikające z niesprawności montowanych katalizatorów, co skutkuje tym, że polscy użytkownicy samochodów produkowanych przez ten koncern bądź z nim współpracujące nie mogą domagać się odszkodowania. Na koniec dodajmy, że od 2004 roku (wbrew ustawie) nie dokonano waloryzacji badań diagnostycznych na stacjach kontroli pojazdów co powoduje, że by przetrwać wobec wzrostu kosztów, diagności często przymykają oko na usterki samochodów dopuszczając je do ruchu. Przytoczone tu fakty dowodzą szczególnej pozycji i miejsca niemieckich koncernów samochodowych na polskim rynku oraz siły i skuteczności ich lobbystów i „przyjaciół królika”.

Szkoda, że polskie rządy: obecny i poprzednie nigdy nie zdecydowały się na wysiłek stworzenia własnego, nowoczesnego przemysłu motoryzacyjnego zadowalając się rolą podwykonawcy dla zagranicznych koncernów. Nie ma również czytelnego mechanizmu wsparcia dla polskich konstruktorów i firm, które próbują zbudować własny model pojazdu.

Dlatego środowisko polskich przedsiębiorców odpowiedzialnie i z troską obserwujące działania polityków powinno nie tylko rozliczyć ich z niespełnionych obietnic, ale wpisać do swojego programu, że polski przemysł motoryzacyjny, polska marka samochodu, autobusu i innych pojazdów powstanie w najbliższych latach – to jest nasz priorytet. A naszą robotę zacznijmy od obrony Ursusa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *