Osobisty program dla stolicy i jej mieszkańców


Gdy jeszcze żyli rodzice i wspominali, opowiadali o ich Warszawie – okresu międzywojennego – idealizując ludzi, sceny, ulice i place, ja rozglądając się wokół rozumiałem, że tamta Warszawa to było inne miasto i inni mieszkańcy.

Tak, jak kocha się rodziców, jak chce się ofiarować im najwspanialszy prezent, tak ja marzyłem, by odtworzyć, urealnić Warszawę ich wspomnień, ich młodości, ale też ubogacić ją o pełną moich fantazji i pomysłów Warszawę współczesności i przyszłości.

Chciałbym przywrócić Warszawie i Warszawiakom duszę. A dusza to duma, godność, tożsamość, wyjątkowość; to nawiązanie do przeszłości i tradycji przeplecione z pomysłami i projektami dzieł i zdarzeń dobrych i pięknych.

O nowy ustrój Warszawy

Warszawa potrzebuje gospodarza. Każdy to przyzna. O tym, czy będzie to gospodarz dobry czy zły w decydującym stopniu rozstrzyga ustrój miasta. To, co jest dziś uważam za skrajnie złe. Za obecnym ustrojem miasta głosowało wielu dzisiejszych posłów PiS i PO. Podzielili oni stolicę na osiemnaście dzielnic niczym król Bolesław Krzywousty Polskę. A jeden z głównych pretendentów do prezydentury zakrzyknął: „Utworzę dzielnicę dziewiętnastą”. Wiemy z lekcji historii, jak zgubny dla Polski był podział dzielnicowy. Czemu zatem powtarzamy stare błędy?

Pałac Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu w Warszawie – Siedziba Prezydenta m.st. Warszawy (fot. Wikipedia)

Odpowiedź jest prosta. Chodzi o taką formułę zarządzania miastem, która pozwala utworzyć ogromną ilość stanowisk urzędniczych dla radnych, dyrektorów, podwładnych i „przyjaciół królika”. Chodzi też o to, by mieszkańcy miasta utracili rachubę ilu tych radnych jest – a jest ich 469 (9-krotnie więcej niż w prawie 9-milionowym Nowym Jorku). Jeśli do tego dodamy administrację wojewody i marszałka województwa to jasnym jest, że w tej plątaninie kompetencji, zależności, układów nikt się nie może połapać. Na to nałóżmy jeszcze upolitycznienie władz samorządowych każdego szczebla i bezwzględną walkę o stanowiska, pieniądze, przywileje i wpływy. Obraz Warszawy toczonej biurokracją mamy kompletny. Tak wytworzony ustrój stolicy to szatański pomysł mający na celu konfliktowanie wszystkich ze wszystkimi, niszczenie każdej mądrej inicjatywy, marnotrawstwo pieniędzy, uniemożliwianie działań wspólnotowych.

Wielu spośród radnych „chce dobrze”,  „działają w dobrej wierze” – nie odmawiam im dobrych intencji. Ale mówię stanowczo i wprost – nie tędy droga.

Warszawa wzorem innych miast i stolic potrzebuje ustroju prostego, logicznego, z władzami o jasnych uprawnieniach decyzyjnych, kompetencjach, odpowiedzialności. Warszawa potrzebuje nielicznego zarządu z prezydentem na czele wybieranym w wyborach powszechnych.

Stawiam wniosek adresowany do komitetów biorących udział w wyborach samorządowych 2018 – przedstawmy projekt reformy ustroju miasta likwidujący podział na dzielnice, gminy, scalający miasto w jedno. Niech będzie jeden budżet miasta.  Pokażmy Warszawiakom, że potrafimy wznieść się ponad polityczne podziały i stworzyć ustrój godny wielkiej Warszawy, godny stolicy Polski.

Samorząd Warszawy powinien mieć odwagę – w setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę dokonać abolicji bądź umorzenia często zadawnionych drobnych mandatów, niewielkich zaległości podatkowych i innych opłat wszystkim Warszawiakom. 

Program dla mieszkańców

Pisać program dla Warszawy, zaczynając po warszawsku to przedstawić propozycje dla seniorów – najstarszych mieszkańców stolicy. To oni Warszawie darowali swoje najlepsze młode lata, a później dojrzałe życie. Odbudowywali miasto, tu pracowali zarabiając grosze. Dzięki ich nisko wynagradzanej pracy mamy domy, ulice, place, infrastrukturę komunikacyjną – bez mała wszystko, co składa się na substancję miasta powstałą w latach komuny 1945-1990.  Dzisiejsi emeryci cierpią największą biedę. Kiedyś zarabiali grosze, a wysokość emerytury zależy przecież od przeszłych zarobków. Co gorsza, większość młodych, „pięknych dwudziestoletnich” Warszawiaków nie uświadamia sobie, komu zawdzięczają odbudowaną i zbudowaną stolicę. Niestety, większość Warszawiaków nie dostrzega, że ma zobowiązania do opieki i troski o „pięknych seniorów Warszawy”.

W stolicy mieszka około 200 tysięcy osób powyżej 75-ego roku życia. Proponuję obniżenie im czynszu o co najmniej 200-300 złotych miesięcznie. Rocznie będzie to kwota od 300 do 500 milionów złotych. Dla seniorów będzie to znaczący wzrost dochodów.

Proponuję wprowadzenie „prawa żelaznego lokatora”. Wyjaśniam, że na jego mocy emerytom zamieszkałym w danym lokalu czy to komunalnym, czy prywatnym nie wolno podnosić czynszu powyżej wskaźnika inflacji.

Problemem najstarszych warszawiaków jest, że są samotni i bardzo ubodzy. Potrzebują opieki na co dzień. A dodajmy, że starszych, samotnych, niesamodzielnych Warszawiaków będzie przybywać. Dlatego proponuję, by fundusze ze zlikwidowanych urzędów pośrednictwa pracy oraz straży miejskiej (jej budżet roczny przekracza 130 mln złotych) przeznaczyć na dofinansowanie policji, instytucji, ośrodków zdrowia i osób zajmujących się emerytami i osobami niepełnosprawnymi.

Ponad milion mieszkańców Warszawy w wieku od 20 do 65 lat pracuje, wychowuje dzieci, po prostu żyje. Czego potrzebują? Ułatwień w wykonywaniu codziennych obowiązków, poczucia pewności, że osiągnięty poziom życia nie zostanie im odebrany, perspektywy na przyszłość.

(Archiwum prywatne)
Z Mamą

Warszawa powinna pokazać, że potrafi być atrakcyjna dla młodych. Spójrzmy prawdzie w oczy – pomimo 500+ i socjalnej polityki rządu w tym roku wyemigrowało już z Polski za pracą ponad 120 tysięcy młodych ludzi. Temu należy przeciwdziałać. Oto moja propozycja. Ponieważ młode małżeństwa tracą zdolność kredytową wraz z powiększeniem się rodziny o nowonarodzone dzieci władze Warszawy powinny stworzyć program udzielania gwarancji kredytowych takim właśnie małżeństwom.

Warto zastanowić się nad pomysłem, by miasto dla wszystkich warszawskich noworodków utworzyło fundusz systematycznego oszczędzania na mieszkanie, do którego dopłacałoby w zależności od dochodu na członka rodziny określoną kwotę aż do pełnoletności dziecka.

Wielu rodziców nie może posłać swoich dzieci do przedszkola. Publiczne są przepełnione a niepubliczne często zbyt kosztowne. Miasto nigdy nie dogoni demografii oraz napływu ludności. Moim celem jest osiągnięcie 100% miejsc dla wszystkich dzieci. Samorząd powinien wesprzeć finansowo rodziców dziecka które nie dostało się do przedszkola publicznego. Zarejestrowany w systemie rodzic wybiera placówkę niepubliczną która spełnia wymogi miasta ( czesne nie wyższe niż np. 600 zł.) Dziecko w takim przedszkolu otrzymuje dodatkową dotację w wysokości 300 złotych ( poza ustawową wynoszącą nie mniej niż 75 % kosztów utrzymania dziecka w placówce publicznej).

Oto dane: w tym roku banki udzieliły ponad 200 tysiącom rodzin kredytów hipotecznych na zakup mieszkań, na łączną kwotę ponad 50 mld złotych. W sumie około 2 miliony polskich rodzin zaciągnęły kredyty hipoteczne i przez najbliższe 20-30 lat będą je spłacać. To jest pętla zaciągnięta na szyi, to jest życie w poczuciu zagrożenia utraty pracy i zarobków. Dlatego tak ważnym jest tworzenie poczucia bezpieczeństwa i pewności, że w Warszawie o pracę jest i będzie łatwo. Potrzebny jest też program przyciągania inwestorów przede wszystkim krajowych, ale też zagranicznych.

Poczucie pewności i bezpieczeństwa z osiągniętego poziomu życia połączone z poczuciem perspektywy dać może tylko miasto, które się rozrasta i powstają nowe miejsca pracy. Powinna powstać „warszawska Dolina Krzemowa”, dzielnica położona przykładowo na praskim brzegu (co słychać w FSO?), w której wizjonerzy i pomysłodawcy nowych technik i technologii rozpoczynaliby działalność. Twierdzę, że Polska nie może przetrwać bez nowoczesnego przemysłu. Może on zrodzić się tu, gdzie jest potencjał intelektualny, czyli gdzie są uczelnie i środowiska naukowe.

Nie przez przypadek przywołałem FSO. Dziś Polacy kupują ponad pół miliona nowych samochodów rocznie, importują około miliona sztuk złomu (samochodów używanych) z Europy Zachodniej. Tak wielki popyt w dominującym stopniu powinien być zaspokajany rodzimą produkcją. Byłaby praca, byłby zarobek, byłaby polska marka. Polscy wynalazcy mogliby proponować swoje rozwiązania i pomysły, a nie marzyć o ich realizacji zagranicą.

Komunikacja miejska jest za droga. Zwyczajny bilet kosztuje 4,40 zł. Powinien być może nawet o połowę tańszy. Miasto zarabia na biletach ponad 800 mln złotych rocznie. Metro, tramwaj i autobus w dni szczególnego natężenia ruchu, na pewno w poniedziałki i piątki powinny być bezpłatne. Trzeba stopniowo iść w stronę całkowicie bezpłatnej komunikacji miejskiej. Uczynienie komunikacji bezpłatną ograniczy ilość samochodów w mieście, zmniejszy korki i zanieczyszczenie powietrza, a miasto zaoszczędzi na wydatkach na bileterów, kontrolerów itd. Autobusy zamawiane przez miasto powinny być elektryczne, czyli ekologicznie czyste.

Autobusy na Dworcu Centralnym w Warszawie (Fot. Wikipedia)

Należy zabronić wjazdu do Śródmieścia po obu stronach Wisły samochodów z silnikiem diesla i starszych niż 15 lat.

Trzeba „odkorkować” Warszawę. Nie przyjmuję do wiadomości, że nie można zbudować szybko alternatywnego wyjazdu i wjazdu do Warszawy od północy, od strony Łomianek. Podobnie z wylotem na południe, gdzie ponad dwa lata ślimaczy się budowa zwykłego wiaduktu nad torami w Jeziorkach.

Warszawa wzorem miast europejskich musi stworzyć sieć szybkich kolejek podmiejskich przywożących do pracy w stolicy mieszkańców Radomia, Siedlec, Ciechanowa, Żyrardowa i innych. Mój program to utworzenie Szybkiej Kolei Metropolitalnej. Mieszkańcy miast i miejscowości wokół Warszawy powinni mieć możliwość dojazdu do stolicy w czasie nie dłuższym niż jedna godzina. Pozwoliłoby to zmniejszyć liczbę samochodów „najeżdżających” miasto w dni robocze. W konsekwencji zmniejszyło smog, ilość kolizji i wypadków. Modernizacja kolei dojazdowej nie może być, jak dziś, obojętna miastu. Priorytet dla kolei podmiejskiej powinien moim zdaniem być czołowym hasłem również warszawskich ekologów.

Kolej metropolitalna to znakomity pomysł pomagający rozwiązać… problemy mieszkaniowe młodych małżeństw i ożywić gospodarczo miejscowości wokół Warszawy. Mieszkania na prowincji są tańsze, życie też.

Dobrym rozwiązaniem dla płynności ruchu ulicznego byłyby zegary sekundowe powieszone na skrzyżowaniach informujące, ile czasu będzie trwało zielone, bądź czerwone światło.

Należy pozwolić, by motocykle i skutery poruszały się buspasem. To oddzieli ruch jednośladów od samochodów, będzie bezpieczniej.

W Warszawie brakuje miejsc parkingowych. Głoszę hasło – precz ze słupkami, wykarczować większość słupków ustawionych w ostatnich latach. Przykładem niech będzie ulica Marii Konopnickiej. Na odcinku 150 metrów zgrabnie parkowały samochody. Jest to chodnik, po którym nikt nie chodzi. W maju wbito tam 70 słupków-pachołków. Po drugiej stronie dołożono ponad 30 pachołków. Podobno jeden pachołek kosztuje kilkaset złotych. Zapytałem przejeżdżający patrol straży miejskiej, co o tym myślą. Odpowiedź była prosta: „Panie, nas to nie obchodzi”. Według mnie to przykład dowodzący, że na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi w magistracie triumfuje łajdactwo, korupcja i głupota. Zleceniodawca takich wydatków powinien zostać zwolniony dyscyplinarnie z pracy, a decyzja o tym – rozpowszechniona wśród pracowników. Słupki są też stawiane tak, by utrudnić dojazd do małych i średnich sklepów prowadzonych przez warszawskich kupców. Korzystają na tym sklepy wielkopowierzchniowe, zagraniczne sieci handlowe. Słupki jak i ścieżki rowerowe są zmorą dla niepełnosprawnych ruchowo i dla niewidomych. Czy o nich ktoś w mieście zacznie myśleć?

Twierdzę, że jest bardzo dużo złej woli u urzędników miasta, chęci konfliktowania, skłócania, dzielenia warszawiaków na tych, którzy korzystają z komunikacji miejskiej, jeżdżących samochodami, rowerami i pieszych. Przykład – ulica Oboźna, stroma i jednokierunkowa. Ścieżka rowerowa biegnie pod prąd w dół. Sam widziałem, jak wspinająca się pod górę na rowerze kobieta wyjeżdżała na środek jezdni, poza ścieżkę rowerową. Za nią jechał samochód. Nagle z góry wypadł rowerzysta jadący w dół. Musiał przemknąć między rowerzystką a samochodem. Horror! Jemu się udało. Czy tak powinno być?

By było jasnym – jestem za budową ścieżek rowerowych, ale niech będą to oddzielone od ruchu samochodów i pieszych drogi biegnące wzdłuż arterii miejskich.

Obserwując ewolucję, postęp w transporcie miejskim nie zawaham się postawić tezy, że za 5-10 lat indywidualne wózki, hulajnogi elektryczne wypożyczane niczym dziś rowery na kilka godzin, staną się powszechnym środkiem transportu indywidualnego. Czy nie warto już dziś budując ścieżki rowerowe uwzględnić tę perspektywę.

Patrzę na plan miasta i widzę na odcinku od Placu Zbawiciela do Placu Wilsona linia metra dubluje się z linią tramwajową. Pytam czy tak być musi? Czy likwidując linię tramwajową nie powstałaby szansa na wydzielenie specjalnych dróg dla przyszłych jednoosobowych pojazdów elektrycznych i rowerów dając tym samym wygodę ich użytkownikom i nadając koloryt miastu.

Miasto powinno szukać darczyńców, stworzyć szuflady, w których deponowane byłyby pieniądze przedsiębiorców, instytucji publicznych, osób prywatnych przeznaczone na konkretne cele takie jak: rozbudowa Centrum Nauki Kopernik, stypendia dla dzieci ubogich i uzdolnionych, ośrodki sportu i zdrowia i wiele, wiele innych. Wykaz tych szuflad powinien znajdować się na stronie internetowej miasta i być rozbudowywany przez wpłacających. Darczyńcy powinni mieć prawo odpisania od podatku od nieruchomości bądź innych danin lokalnych części poniesionych nakładów. Miasto ze swojej strony powinno corocznie ogłaszać listę darczyńców, którzy w sposób szczególny zasłużyli na wyróżnienie.

Uważam, że to, czego potrzebuje mały i młody Warszawiak to profilaktyka zdrowia. Warszawskie dzieci… potrzebują dentystów. Miasto powinno zdobyć się na program „lekarz stomatolog w każdej szkole”. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że zdrowe zęby u dziecka to najlepsza profilaktyka zdrowia całego organizmu. Warszawa powinna być pionierem i wzorem dla innych polskich miast.

Trenując JUDO z młodzieżą.

Jestem fanatykiem sportu szkolnego i kontaktu bezpośredniego nauczycieli wychowania fizycznego z trenerami klubów sportowych. Miasto powinno nie tylko budować boiska przyszkolne i sale sportowe, ale przede wszystkim utworzyć system dofinansowania i nagradzania tych nauczycieli, tych szkół, które potrafią „rozkręcić” sport na własnym terenie i co więcej, wskazać klubom utalentowaną młodzież.

Program dla przedsiębiorców

Warszawa (fot. Unsplash)

Miasta współczesne i miasta przyszłości rozwijać się będą szybko i wszechstronnie pod warunkiem – że będą przyciągać przedsiębiorców i tworzyć warunki do inwestowania. Miasta współczesne potrzebują struktury ludności, w której dominują jednostki i grupy niespokojne, pełne inwencji, pomysłów,  żądne kariery. Dlatego Warszawa musi przyciągać jednostki kreatywne. W przeciwnym wypadku stanie się tak jak miało to miejsce przez wiele dziesięcioleci XIX wieku „prowincjonalnym miastem gubernialnym”.
Władze Warszawy powinny uznać, że przedsiębiorcy, w tym przede wszystkim mali i średni gwarantują dobrobyt w mieście. Należy uznać za partnera warszawski samorząd gospodarczy złożony ze wszystkich przedsiębiorców tu pracujących, zarabiających i płacących podatki. Reprezentacja samorządu gospodarczego powinna współtworzyć plany rozwoju miasta, budżet miasta i ponosić odpowiedzialność za ich realizację.

Wzorem ustawy z marca 1933 roku (zwanej ustawą Wedla) trzeba uchwalić ulgi i zwolnienia podatkowe na kilka bądź kilkanaście lat dla przedsiębiorców inwestujących w mieście. Ulgi te mogą dotyczyć podatku od nieruchomości, podatków i opłat lokalnych.

Opłaty za wynajmowane od miasta powierzchnie i lokale użytkowe są wysokie. Sięgają stawek maksymalnych. To m.in. powoduje, że życie w Warszawie jest drogie. Dlatego wnioskuję o obniżenie opłaty lokalnej dla wszystkich małych i średnich obiektów handlowych, gastronomicznych, produkcyjnych i usługowych. Moim zdaniem stawka powinna wynosić 10 złotych za metr kwadratowy.

Warszawa potrzebuje ulicznych targowisk otwartych dla małych i średnich firm w wybrane dni tygodnia w godzinach od 6 do 13. Małe targowiska to dla jednych okazja do zarobku, dla drugich do zrobienia tanich zakupów, a dla wszystkich do spotkania, wymiany kilku zdań, czyli poznania się i poczucia, że są wspólnotą. Niech podwarszawscy rolnicy przyjadą do stolicy ze świeżymi produktami i mogą je sprzedać bezpośrednio Warszawiakom.

Na targowisku (fot. Unsplash)

Warszawa, jeśli chce być atrakcyjna dla przedsiębiorców musi zadbać, by ceny: energii, wody, usług komunalnych były niskie. Tak może się stać tylko pod warunkiem, że miasto przejmie większościowe udziały w tych spółkach odsprzedając jednocześnie część przedsiębiorcom. Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej (obecnie Veolia Energia Polska) powinno wrócić w polskie ręce, stać się własnością miasta i polskich przedsiębiorców.

Miasto powinno na terenie dawnego stadionu Skry i wokół stworzyć międzynarodowe centrum wystawiennicze i targowe, gdzie warszawscy przedsiębiorcy i kupcy będą mieli swoją stałą ekspozycję.

Szczególną troską miasto powinno otoczyć kawiarnie, restauracje, bary na Trakcie Królewskim, Starym Mieście. Trzeba zrobić wszystko, by odrodziło się współzawodnictwo między warszawskimi kucharzami. Przypomnę tylko, że u schyłku I Rzeczpospolitej kucharz ostatniego króla Stanisława Augusta Piotr Paweł Tremo miał sławę sięgającą kresów Europy. Czemu nie zorganizować corocznego konkursu dla najlepszej restauracji, najlepszego kucharza i najlepszego nowego dania imienia właśnie Piotra Pawła Tremo.

Warunkiem koniecznym, choć niedostatecznym, by Warszawa stała się przyjazna przedsiębiorcom jest, by wszystkie decyzje: o inwestycjach, o przetargach, o remontach, o wynajmach i inne podejmowane przez urząd miasta były jawne, a zainteresowani mieli w nie wgląd i kontrolę.

To nie przypadek, że tak niewiele zrobiono, by zinwentaryzować majątek miasta. Skoncentrujmy się tylko na jednym elemencie – nieruchomościach. Są to tereny, budynki, infrastruktura, mieszkania, powierzchnie użytkowe i Bóg wie, co jeszcze.

Warszawa ma idące w tysiące mieszkania pustostany, często położone w Śródmieściu, z którymi miasto nie robi nic, które niszczeją, bądź są wynajmowane dziwnym osobom i instytucjom za bezcen, a pretekstem dla tej niegospodarności są podobno roszczenia reprywatyzacyjne. Tak być nie powinno. To trzeba natychmiast zinwentaryzować i podjąć decyzje o sprzedaży bądź remoncie celem wynajmu zgodnie z cenami, jakie obowiązują na wolnym rynku.

Pod pretekstem reprywatyzacji i zobowiązań stąd wynikających całkowicie zablokowano w Warszawie sprzedaż mieszkań ich wieloletnim użytkownikom. W efekcie miasto nie mając pieniędzy na remonty i konserwację dopuszcza do dekapitalizacji ogromnego majątku. Lokatorzy zaś nie będąc właścicielami nie dbają o stan budynków. To trzeba natychmiast przerwać. Należy umożliwić sprzedaż lokatorom zajmowanych przez nich mieszkań. Dokonać wyceny i jednocześnie w zależności od ilości lat zajmowania mieszkania udzielić zniżek i bonifikat. Tą drogą miasto otrzyma pokaźne środki finansowe, a jednocześnie będzie mogło uzyskiwać rokrocznie wyższe wpływy podatkowe. Nowi właściciele zaś zaczną dbać realnie o substancję budynków.

Warszawa (fot. Unsplash)

Z całą mocą podkreślam rolę urbanistyki i architektury w tworzeniu nowej Warszawy.

Wszak urbaniści to organizatorzy i twórcy przestrzeni, w której chce się być, przestrzeni wypełnionej elementami, które służą swą funkcjonalnością w wygodnym przeżywaniu codzienności. Urbaniści to ci, którzy łączą ludzi pozwalając i ułatwiając im komunikowanie się, wymianę myśli a też zachęcając, by nie powiedzieć wymuszając, grzebanie we własnej wyobraźni i fantazji.

Architektura zaś to dziś w dobie dominacji cywilizacji wzrokowców zajęcie nie do przecenienie odpowiedzialne. Architektura urasta do rangi sztuki, której dzieła trwają latami, gdy bez mała wszystko wokół nas pojawia się i znika. To dzięki architekturze jako sztuce przedstawionej, jedynej sztuce spotykanej na każdym kroku i na każdym rogu możemy i powinniśmy doświadczać piękna, dobra. Patrząc na otaczające nas budynki miejmy świadomość, że będą trwały z reguły dłużej niż nasze życie. Powinny zatem być zbudowane tak, by gdy nas zabraknie, ci co będą je oglądać nie krzywili się z niesmakiem. Przeciwnie. Niech cieszą się, że je widzą, niech to co widzą ich inspiruje i niech mają ochotę powiedzieć – „dziękujemy ojcom, dziadkom, że je stworzyliście”.

Dlatego urbanistyka i architektura to wielki obowiązek nas samych wobec siebie i przyszłych pokoleń. To świadectwo o głębi, bądź płyciźnie przeżywania czasu nam danego. To wreszcie prawda o bogactwie lub ubóstwie naszych myśli i zdolności do czynu. A tak naprawdę we współczesnym, bezwzględnym i skonfliktowanym świecie to ważny argument w rozgrywce o prawo do trwania, przetrwania i kształtowania kultury świata.

Niech powstaną projekty urbanistyczne określające proporcje między terenami pod zabudowę, terenami zielonymi, obiektami infrastrukturalnymi itd. A później niech miasto wystawi te tereny na przetarg. Gwarantuję, że znajdą się nabywcy i inwestorzy. Tą drogą Warszawa do swego budżetu uzyska dodatkowe środki i stałe wpływy, pokaźne wynikające z corocznie płaconych podatków.

Z powyższej argumentacji, ale też biorąc przykład z wielkiego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego wyciągam wniosek, że Warszawa potrzebuje konkursu i sporu – publicznego i nagłośnionego o tym, jaka powinna być jej wizja na miarę XXII wieku. Uważam, że taki konkurs i taka debata powinna być ogłoszona bezzwłocznie.

O tożsamość miasta

Rację ma Muniek Staszczyk śpiewając, że „Hitler i Stalin zrobili co swoje”… w Warszawie, z Warszawą. Ale ja twierdzę, że po 1989 roku nowe czasy i nowi ludzie dołożyli… co nie ich. Co mam na myśli?

Warszawa lata 50.XXw. linia montażowa (wikipedia)

Warszawa była po wojnie miastem nawet jeśli w pierwszym pokoleniu, to robotników i inteligencji. Miałem i mam zaszczyt znać robotniczych przywódców jak: Andrzej Kierzkowski z Ursusa, Franek Piotrowski z FSO, Tadzio Kucharski z PKS-u a także Maciek Jankowski i Andrzej Wieczorek – szefowie Solidarności Region Mazowsze. To byli robotnicy z krwi i kości, z wielotysięcznych zakładów pracy. Mieli honor, godność, poczucie odpowiedzialności i obowiązku za swoich kolegów, za zakład pracy i właśnie za miasto. Dziś ich zakłady na terenie Warszawy nie istnieją. Nie ma wielkich skupisk robotniczych, które dawały Warszawie charakter i autentyczność a także przywództwo w całym kraju. To przecież robotnik z FSO – Lechosław Goździk był sztandarową postacią polskiego Października 1956 roku.

Wydarzenia marcowe 1968 roku ukazały z kolei, jak warszawska inteligencja i studenci spragnieni są wolności i możliwości tworzenia.

Po roku 1989 wszystkie wielkie fabryki zostały zlikwidowane, a Warszawa coraz bardziej stawała się miastem urzędników, biurokracji. Przyjęty system uzależnił służbę zdrowia, nauczycieli, ludzi kultury i Bóg wie kogo jeszcze właśnie od urzędników. To oni dominują w mieście. Szanuję urzędników, ale wiem, że to nie oni dodadzą miastu nowej energii. Dla mnie ważne jest, by Warszawa i Warszawiacy odzyskali swój temperament, humor, mowę, gest i fason.

Chcę, by Warszawa stała się miastem ludzi pracujących twórczo, mądrze, „dla siebie, u siebie i z przyjezdnymi”. Niech to będą wizjonerzy i ludzie odważni, niech ich pomysły i autorytet „rozkręcą” miasto.

Czy chcemy, czy nie chcemy, czy nam się to podoba, czy nie – prawo do trwania, rozwoju, ekspansji we współczesnym świecie wobec globalnych uzależnień państw, narodów, kultur mają tylko ci, którzy zdobędą się, wybiją na własny dorobek w nauce, sztuce i kulturze.

Bądźmy realistami i przyznajmy, że nasze osiągnięcia w kulturze materialnej, w podstawowych badaniach naukowych będąc funkcją poziomu zamożności i rozwoju gospodarczego długo jeszcze nie pozwolą nam zaliczać się do światowej czołówki. Gdzie zatem powinniśmy szukać przewag i szans?

Twierdzę, że polem, które jest naszą szansą, miejscem, którego rola w światowej rywalizacji będzie rosła to kultura a w niej sztuka oraz nauki, które nazwę abstrakcyjnymi. Zaliczam do nich matematykę, informatykę, filozofię oraz dziedziny związane z wiedzą o człowieku jak biologia, psychologia, medycyna, farmacja. Powinniśmy postawić na rozwój tych nauk, gdyż nie wymagają ogromnych nakładów finansowych, a ich rola i miejsce będą rosły, kto wie, czy nie staną się naukami wiodącymi.

Jeśli mamy wspaniałych profesorów informatyki z prof. Janem Ryszardem Madeyem, prof. Łukaszem Turskim i ich zespołami, jeśli mamy dziesiątki, a może setki polskich matematyków rozsianych po świecie, wykładających na najlepszych uczelniach, to czemu nie skrzyknąć ich, zaprosić do Warszawy.  Mamy Centrum Nauki Kopernik, wspaniały pomysł prof. Turskiego. Utwórzmy tu Centrum Matematyczno-Informatyczne, miejsce spotkań i dyskusji uwzględniając uzdolnione matematycznie dzieci.

Jeśli mieliśmy wybitnych filozofów i logików, to idąc ich przykładem czemu nie zorganizować spotkań, sporów, debat międzynarodowych i uczynić z Warszawy ważnej placówki. Jestem przekonany, że za jedno, może dwa pokolenia ludzkość stanie wobec problemów etycznych, moralno-religijnych, filozoficzno-prawnych, których rozwiązania poszukiwać będzie właśnie na gruncie filozofii. A przecież już dziś mamy wspaniałe wydawnictwa filozoficzne, jak Kronos z prof. Piotrem Nowakiem na czele.

Warszawa powinna szukać swego miejsca w sztuce. Pamiętam, jak na dworcu w Paryżu spotkałem znajomego malarza Polaka. Rozmawialiśmy, spadł deszcz, wiatr rozpędził chmury, zaświeciło słońce. A on skonstatował: Zobacz, jak w zmiennej pogodzie, gdy pyłki deszczu unoszą się jeszcze w powietrzu, pada na nie słońce, a światło jest takie, że tylko tu mógł zrodzić się impresjonizm pełen plam, barw, kontrastów i jasności. I wtedy zrozumiałem, że tworzenie i sztuka to po części zdolność do wykorzystywania darów natury. I trzeba być na to przygotowanym. Dlatego pytam, jakie dziedziny sztuki są nam bliskie? Pytam także pamiętając, że to my przez setki lat przyciągaliśmy swą kulturą inne narody, a sami czerpaliśmy pełnymi garściami z kultur Wschodu i Zachodu. Wielki pisarz Jan Parandowski ujął to krótko i dobitnie – „Polska leży nad Morzem Śródziemnym”.

Sztuka przepleciona historią powinna być widoczna na ulicach i placach Warszawy. Przykład? Plac Powstańców Warszawy – nazwa zobowiązuje. A tymczasem na placu płaski pawilon NBP z czarną, mroczną ścianą. Jeśli już ten płaski pawilon musi stać, to dlaczego nie ogłosić konkursu na płaskorzeźbę bądź mozaikę nawiązującą do Powstania Warszawskiego a pokrywającą czarną ścianę banku.

Z Andrzejem Pileckim, synem rtm. Witolda Pileckiego.

Warszawa potrzebuje odtworzenia jej niepowtarzalnego dorobku kulturalnego zawartego w humorze Franza Fischera (kto wie, kto to był i czemu nie ma ulicy jego imienia?), piosenkach Stanisława Grzesiuka, dialogach i tekstach Stefana Wiecheckiego „Wiecha” czy fantazji Jasia Himilsbacha i melancholii Zdzisia Maklakiewicza. Czemu nie zorganizować spotkań, przeglądów, konkursów imienia tych wspaniałych patronów?

Franz Fischer (wikipedia)
Jan Himilsbach (wikipedia)
Stefan Wiechecki (fot. Wikipedia)

Jest mi wstyd, po ludzku wstyd, że Warszawa i Warszawiacy do dziś nie upamiętnili i nie pochylili z szacunkiem głowy przed wielkimi prezydentami miasta: Stefanem Starzyńskim, Julianem Kulskim i Janem Pohoskim. A też przed żołnierzem obrońca miasta – gen. Walerianem Czumą. Ich pomniki powinny stać przed Ratuszem. My je zbudujemy.

Stefan Starzyński, prezydent Warszawy (1934–1939), przewodniczący Komitetu Obywatelskiego w czasie obrony Warszawy w 1939 roku. (fot. Wikipedia)
Julian Kulski, polski polityk i samorządowiec, od 1935 wiceprezydent Warszawy, zastępca Stefana Starzyńskiego. (fot. Wikipedia)
Jan Pohoski, inżynier architekt, wiceprezydent Warszawy w latach 1934–1939 (fot. wikipedia)
gen. Walerian Czuma, dowódca obrony Warszawy we wrześniu 1939 roku.

Warszawa potrzebuje kultury w wymiarze międzynarodowym, ale też kultury na każdym kroku. A to oznacza wspieranie wszelkich inicjatyw zwykłych ludzi, którzy gotowi są sami bądź wespół z innymi podjąć próbę udaną bądź nieudaną uzewnętrznienia swej twórczości.

Warszawa by była wielka musi być atrakcyjna dla przyjezdnych – turystów.  Dokonajmy zatem na początek bilansu otwarcia Warszawy jako miasta atrakcyjnego dla turystów. Pójdźmy śladami przyjezdnego i turysty.

Lotnisko Okęcie imienia Fryderyka Chopina. Pierwsze wyobrażenie i skojarzenie turysty – piękna, romantyczna, wirtuozowska muzyka i z pewnością takie będzie lotnisko. Tymczasem co widzi? Szara, płaska bryła hangarów przypominająca najbrzydsze obiekty przemysłowe. Gdzie tu „chopinowska fraza”? A przecież to lotnisko zostało zaprojektowane i zbudowane już w wolnej Polsce, w ostatnich trzydziestu latach.

Są organizowane na świecie konkursy na najpiękniejsze lotniska. Od lat wygrywa lotnisko Changi w Singapurze. Jest skąpane w zieleni, przytulne i cudownie skomunikowane z miastem. Projektantem całego układu urbanistycznego miasta Singapur i lotniska był polski architekt Krystyn Olszewski. Pytam – i co? Polak potrafi.

Wszyscy wiemy, że jeszcze przez wiele lat Okęcie będzie najważniejszym lotniskiem w Polsce. Położenie Okęcia w granicach miasta czyni Warszawę atrakcyjną i wygodną komunikacyjnie. Uważam, że należy zrobić wszystko, by rozbudować i skomunikować z centrum miasta lotnisko w Modlinie. Tak nakazuje ekonomiczna kalkulacja – oszczędność pieniędzy i czasu.

A teraz nasz turysta pyta, co jest godne zwiedzenia, obejrzenia w Warszawie.  Rzucamy natychmiast: Stare Miasto, Trakt Królewski, Łazienki, Wilanów. No tak, ale to zbudowali nasi przodkowie, a on pyta, co nowego, atrakcyjnego powstało po 1989 roku? I tu konsternacja. Przecież nasze wieżowce z reguły niższe niż na Zachodzie są ubogą kopią zbudowanych w miastach Europy i Azji. Co gorsza, nie mają nic z kolorytu dawnej Warszawy, czyli miasta kamienic o elewacjach z jasnego piaskowca. Wieżowce Warszawy są w kolorze… spranej bielizny. Na dodatek „naciupane” bez ładu i składu jeden przy drugim. A przecież już w latach 70-tych za Edwarda Gierka gdy Szwedzi budowali pierwszy hotel-widmo na Rondzie Dmowskiego architekci Warszawy o jego kształcie i kolorze (wtedy był brązowy) wydali opinie – „g… na baczność”.

Ale pytanie wraca – co oryginalnego pokazać turyście? Może Złote Tarasy? Jest to konstrukcja tak dziwna, kopulasta (od rzeczownika kopuła, a nie od czasownika), woda po niej spływa, a gdy burza większa, to zdarza się, że do środka.

Chcemy zatem pokazać Stadion Narodowy. Tylko jak wytłumaczyć, że gdy jest mecz, Śródmieście od Ronda de Gaulle’a do Ronda Waszyngtona, czyli z Mostem Poniatowskiego to strefa wyłączona z ruchu miejskiego. Trzeba iść piechotą w tę i we w tę. To przypomina mi gdy z kochanym ojcem szedłem na Stadion Dziesięciolecia (miał pojemność 100 tysięcy widzów, a nie 55 jak Narodowy), by obejrzeć mecz lekkoatletyczny mecz Polska-USA w 1958 roku. Gdzie tu postęp?

Siedziba Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej (fot. Wikipedia)

Przyszło mi do głowy, by pokazać turyście kompleks sejmowy. Dzieło wybitnego polskiego architekta Bohdana Pniewskiego, dzieło polskiego modernizmu międzywojennego, gdzie owalna bryła parlamentu koresponduje z sąsiednimi budynkami i pomnikiem Armii Krajowej symbolizującym wypełniony wiatrem żagiel. I oto natknęliśmy się na budowlę kanciastą, betonową, z oknami jak szparki, budowlę która swą bryłą skojarzyła mi się z… więziennym spacerniakiem. To nowy budynek wzniesiony na zlecenie Kancelarii Sejmu. Dla mnie to dowód, że decyzje o najważniejszych budowlach w państwie podejmowane są przez dyletantów, którym obojętne jest bądź nieznane pojęcie architektonicznej harmonii. W tym momencie przypomniał mi się stary warszawski żart o kobiecie, która wyszła „…Piękną i Hożą, a wróciła… Wspólną i Niecałą”.

A teraz chwila prawdy – dowód, jak skarleliśmy. Przez 30 lat wolnej Polski, przy współczesnej technologii nasyconej komputerami i automatami nie zbudowaliśmy żadnego, powtórzę – żadnego budynku – muzeum, które dokumentowałoby naszą historię tak przecież skomplikowaną, wymagającą zatem „odtworzenia i wytłumaczenia” przysłowiowemu Polakowi i co z całą mocą podkreślam – cudzoziemcowi. Oni dziś i jutro dostawać będą wersję historii o nas – pisaną i tłumaczoną przez tych, którzy nie miejmy wątpliwości, życzą nam jak najgorzej, dbają wyłącznie o własny interes naszym kosztem i zrobią wszystko, by ukazać naszych przodków i nasze dzieje w jak najgorszym świetle.

Czyż nie jest jakimś chichotem szatana, że Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego decyzją, tak przecież pełnej patriotycznych frazesów „najlepszej zmiany”, mają powstać na terenie twierdzy Cytadela. Przypomnijmy – twierdzy zbudowanej rozkazem cara Mikołaja I po upadku Powstania Listopadowego. Miała ona grozić Warszawie zburzeniem swymi działami w przypadku mrzonek o wolności. Przypomnijmy, że na stokach Cytadeli stracono Romualda Traugutta – dyktatora Powstania Styczniowego i wielu patriotów. Czyż może mówić o wolności i wielkości naród, który nie potrafi zdobyć się na budowę najważniejszych muzeów dokumentujących jego wielkość i historię, a który przeciwnie, miejsce kaźni swych bohaterów, budowlę wzniesiona przez zaborcę adaptuje na muzeum. Jak coś takiego wytłumaczyć polskiemu dziecku, wytłumaczyć zagranicznemu turyście? Gdzie godność, gdzie duma? Czyż nie przywodzi to na pamięć słów francuskiego ministra Horacego Sebastianiego, który pytany w parlamencie po upadku Powstania Listopadowego, co dzieje się w Warszawie odpowiedział:  „L’ordre reigne a Varsovie” – „Porządek panuje w Warszawie”. Wypada zapytać, czyj porządek?

Pytam, co było pierwszym obowiązkiem władz Warszawy po odzyskaniu wolności w 1989 roku? Dla mnie nie ulega wątpliwości – odbudowa Osi Saskiej. Przypomnę, że nawet komuniści dojrzeli i zrozumieli, że ich powinnością było odbudowanie Zamku Królewskiego. A my co? Oś Saska, kompleks budowli wokół Grobu Nieznanego Żołnierza – budowli kluczowych dla historii miasta wykreślano z planów inwestycyjnych decyzjami kolejnych prezydentów. Oś Saska została wysadzona w powietrze w grudniu 1944 przez Niemców. To była realizacja planu Stalina i rozkazu Hitlera – wymazania Warszawy z mapy Europy. My nie możemy być wykonawcami tego planu. Stawiam wniosek – miasto powinno bezzwłocznie przystąpić do odbudowy Osi Saskiej i Pałacu Bruhla.

Pałac Saski, 1930r. (fot. wikipedia)

Pytam, czy mógł powstać po 1989 roku obiekt z którego nie tylko Warszawiacy, ale i cała Polska byłaby dumna? Obiekt potrzebny, piękny i atrakcyjny dla turystów. Odpowiadam – tak. Taką budowlą mogło być i powinno być Muzeum Historii Polski nad Trasą Łazienkowską. Zrealizujmy ten projekt. Zlokalizowane wspaniale, w sąsiedztwie budynków rządowych, Sejmu, Łazienek, na Trakcie Królewskim, wiszące nad trasą szybkiego ruchu. I cóż? Jak zwykle pretekstem okazał się brak pieniędzy. To ja dla porównania i przypomnienia podaję, że w latach 1928-1932, gdy szalał najcięższy kryzys gospodarczy, gdy materiały wożono furmankami a głównym narzędziem była kielnia i młotek zbudowano Muzeum Narodowe, które służy nam do dziś.

Muzeum Historii Polski (fot. sztuka-architektury.pl)

Pytam, a pytanie to uznaję za szczególnie ważne dla tożsamości Warszawy i Warszawiaków oraz dla wiedzy cudzoziemców o naszej historii. Dlaczego Warszawa do chwili obecnej nie upamiętniła wydarzenia, które odmieniło losy Europy, a może nawet świata. Co mam na myśli? Wystąpienie, homilię Jana Pawła II na placu przed Grobem Nieznanego Żołnierza w czerwcu 1979 roku. To wtedy wypowiedziane słowa „Niech zstąpi Duch Twój…” dały początek, zrodziły ruch Solidarności, który doprowadził do upadku komunizmu, wyzwolenia wielu narodów i państw. Uważam, że powstać powinien pomnik bądź budowla- symbol, z której każdy mógłby wyczytać myśli i nauki Jana Pawła II. Bo każdy Polak powinien pamiętać, że jak mówił papież „wolność nie jest nam daną, a zadaną”, a także, że „solidarność oznacza brzemiona noście”.

Co ważne – zagranicznym turystom należy tym monumentem przypomnieć, że zryw wolności, obalenie komunizmu w Europie rozpoczęło się w roku 1979 w Warszawie i w Polsce, a nie od obalenia muru berlińskiego w 1989 roku, co próbują sugerować niektórzy zachodni historycy.

Moje propozycje ekonomiczne

Zewsząd słyszę biadolenia, że brakuje pieniędzy. Brakuje dlatego, że nie potrafi się ich zarobić i dlatego, że wydaje się je rozrzutnie. Dlatego przedstawiam radykalny program naprawy finansów stolicy oraz listę wymarzonych przeze mnie inwestycji.

Władze Warszawy mają corocznie do dyspozycji budżet wynoszący ponad 16 mld złotych. To wielka kwota pieniędzy rodząca dwa pytania: jak sprawić, by została ona wydatkowana racjonalnie, z pożytkiem dla mieszkańców i po drugie – jak sprawić, by kwota ta corocznie rosła w wysokim tempie nie obciążając dochodów mieszkańców i przedsiębiorców.

Jeśli przyjąć, że największe wpływy podatkowe Warszawa otrzymuje od przedsiębiorców i mieszkańców z tytułu podatku dochodowego, to potrzebna jest polityka wspierania dochodów jednych i drugich oraz takich zmian w systemie podatkowym, by suma wpływów rosła przy jednoczesnym zmniejszaniu obciążeń dla mieszkańców i przedsiębiorstw dających pracę. Takie rozwiązanie jest możliwe tylko w wypadku, gdy zatrudnienie w Warszawie oraz dochody w Warszawie rosną szybciej od przychodów podatkowych.

Za szczególnie ważne uważam, by władze Warszawy podjęły program wykupu udziałów i przejęcia kontroli nad firmami zasilającymi miasto w energię elektryczną, wodę, inne urządzenia infrastrukturalne. Podkreślam, że nie chodzi o przejęcie ich na własność, a przeciwnie – o taką kontrolę i współudział w podejmowaniu decyzji, by stawki cenowe ustalane przez powyższe firmy były dla dostawców godziwe, ale jednocześnie możliwe i niskie i atrakcyjne dla mieszkańców i przedsiębiorców. Przypomnę, że dziś w Polsce energia elektryczna jest droższa niż w Niemczech – w co wielu moich rodaków pewnie nie uwierzy. Tak jednak jest, bo samorząd terytorialny i gospodarczy w Niemczech mając udziały w firmach zaopatrujących miasta w media kontroluje i decyduje o poziomie cen dla konsumentów.

Jest swoistym kuriozum, że magistrat Warszawy swoje biura i urzędy ma rozrzucone po całym mieście. Trzeba zrobić wszystko, by znalazły się one w jednym budynku. Nie mam nic przeciwko temu, by w odbudowanej Osi Saskiej miały swoją siedzibę tak skomasowane biura i urzędy stolicy. To uczyniłoby tę dzielnicę tętniącą życiem i wplotło historię we współczesność.

Jednocześnie postawmy sprawę jasno – szereg urzędów i biur powinno zostać zlikwidowanych jako kosztowne i zbędne. Pierwszy z brzegu przykład to „pośredniaki” czyli urzędy pracy. Przecież bezrobotnych tak naprawdę w Warszawie nie ma. Drugi – to straż miejska, która w obecnej postaci jako drużyna tropicieli i ściągaczy mandatów parkingowych działa w interesie własnym a nie mieszkańców. Jest potrzebna naczelnym władzom miasta, bo daje im poczucie władzy a jednocześnie stwarza okazję do zatrudniania protegowanych. Jednocześnie zaoszczędzone tą drogą środki powinny być przekazane na dofinansowanie policji i dofinansowanie bonifikat dla seniorów.

Miasto powinno mieć możliwość emitowania obligacji zarówno krótkookresowych, jak i wieloletnich a uzyskane tą drogą fundusze inwestować w infrastrukturę i najpotrzebniejsze obiekty. Obligacje mogłyby służyć do rozliczania podatków i wszelkich zobowiązań zarówno przedsiębiorców, jak i osób prywatnych.

Warszawa ma różne źródła wpływu pieniędzy: z tytułu posiadanego majątku, z tytułu podatków, opłat, świadczonych usług itd. Dziwi mnie, że wpływy z powyższych tytułów, które przecież w skali roku przekraczają 16 mld złotych wpływają do różnych banków na różne konta. Co proponuję? Bezzwłocznie utworzyć Bank Komunalny Warszawy i Mazowsza, gdzie znalazłyby swe miejsce wszystkie konta instytucji miasta. Tym sposobem stolica mogłaby jako udziałowiec banku prowadzić własną, czyli najbardziej opłacalną politykę finansowania i kredytowania wydatków i inwestycji. Mówiąc wprost: miasto mogłoby zarabiać tak, jak czyni to każdy bank, a jednocześnie miasto obniżyłoby koszty obsługi swoich rozliczeń dokonywanych poprzez banki. Dlaczego w nazwie mówię o Mazowszu? Bo setki tysięcy mieszkańców wiosek, miasteczek i miast z Mazowsza dojeżdża, pracuje, wydaje swoje pieniądze w Warszawie.

Nasz czyli Warszawiaków Bank Komunalny emitować powinien warszawski pieniądz – nazwijmy go wars. Utwórzmy stołeczną a następnie mazowiecką strefę monetarną wprowadzając pieniądz lokalny. Relacja złotego do warsa powinna być jak jeden do jeden. Wymiany dokonywałby nasz bank komunalny. On też ustalałby opłatę z tytułu wymiany pieniądza. Pozwólmy małym sklepom, gabinetom usługowym, restauracjom, instytucjom turystycznym i innym rozliczać się w lokalnym pieniądzu. Niech służą one do płacenia podatków. Tak funkcjonuje szereg miast na świecie, przykładem Bristol. Pieniądz lokalny daje pracę, przyspiesza obrót pieniądza, pozwala zarobić mieszkańcom, przedsiębiorcom i miastu. Pieniądz lokalny rozluźnia pętlę zadłużenia na lichwiarski procent, jaki dziś płacony jest bankom. Co więcej, może stworzyć osobne źródło zasilania budżetu miasta z tytułu udzielonych kredytów i spłat.

Przedmiotem sporów jest tzw. Janosikowe, czyli podatek płacony przez bogatą stolicę na rzecz biedniejszych regionów. Rozumiem ideę tego podatku. Uważam jednak, że Warszawa powinna mieć wpływ na rozdział tej kwoty: kto, kiedy, na co ją otrzyma. Warszawa powinna dzięki temu poniekąd inwestować tam, gdzie jest to także dla niej korzystne. Przykładem niech będzie utworzenie kolei metropolitalnej z miast województwa mazowieckiego biegnących do Warszawy.

Moje propozycje inwestycji

Środek Europy – Pępek Europy

Jest na Placu Teatralnym, ogrodzony żeliwnym parkanem kamienny postument – dziś zaniedbany. Jest tak zniszczony, że nie sposób odczytać umieszczonego na nim napisu. Otóż kilkadziesiąt lat temu geografowie odnotowali, że Warszawa leży na przecięciu równoleżnika i południka tak, że można ją uznać za położoną w samym środku kontynentu. Postument na Placu Teatralnym fakt ten właśnie odwzorowywał. Po latach uznano, że teza jest dyskusyjna. Ja jednak patrząc na mapę Europy będę upierał się, że Warszawa jeśli nie leży w samym jej środku, to z pewnością najbliżej spośród wszystkich stolic europejskich. I dlatego rzucam hasło – rozpiszmy konkurs i zrealizujmy najlepszy projekt, bądź syntezę kilku projektów urbanistyczno-architektonicznych, który nazwiemy Centrum Europy XXI wieku, a ja nieco frywolnie nazwę go „Pępkiem Europy”. Powinien on być zlokalizowany miedzy ulicami Marszałkowską i Emilii Plater, Świętokrzyską i Alejami Jerozolimskimi. A zatem oplatać Pałac Kultury. Niech będzie to wizjonerska synteza cywilizacji europejskiej i przyszłości Europy. Niech będzie to najbardziej fascynujące wyzwanie dla architektów w Europie w XXI wieku.

Stadion Skry i tereny wokół.

Dopinguję i szanuję Anitę Włodarczyk. Uważam jednak, że wykorzystywanie jej przez kilku cwaniaków do forsowania pomysłu odbudowy Stadionu Skry jako obiektu lekkoatletycznego jest głupotą. Stadion Skry jest tak zniszczony, że można go tylko zburzyć. Tereny zaś wokół stadionu są tak atrakcyjnie położone, że rozgrywanie na nich raz czy dwa razy na rok zawodów lekkoatletycznych wzbudza chichot. Moim zdaniem na terenie Stadionu Skry i wokół powinien powstać wielki kompleks wystawienniczo-targowy. Przecież to jest w prostej linii blisko lotniska. Proszę wyobrazić sobie, jakże dogodne byłoby to miejsce dla wystawców, biznesmenów, przyjeżdżających obejrzeć, pokazać i robić tu interesy. Warszawa powinna szukać swego miejsca jako centrum międzynarodowego handlu i interesów.

Tereny wokół Stadionu Narodowego

Na błoniach Stadionu Narodowego powinna zostać zbudowana hala widowiskowa na kilkanaście bądź więcej tysięcy widzów, hotele i centra rozrywki. Jednocześnie powinno powstać ogromne zaplecze parkingowe, podziemne, umożliwiające sprawne przemieszczanie się do i z tego kompleksu sportowo-rekreacyjnego.

Praski brzeg Warszawy

Marzy mi się, by na praskim brzegu szczególnie między mostami Śląsko-Dąbrowskim i Poniatowskiego, przy porcie powstała dzielnica kaskadowo opadających do rzeki budynków, pełna zieleni, niczym wiszące ogrody Semiramidy. Oglądana w słońcu z drugiego brzegu Wisły byłaby pięknym, iście warszawskim przejawem zwrócenia się ku rzece.

Dzielnica uniwersytecka

Między ulicami Tamka i Nowy Zjazd jest wiele terenów znakomicie nadających się na budowle akademickie. Skoro już przy ul. Dobrej jest Biblioteka Uniwersytecka, niech powstanie cała dzielnica akademicka przylegająca do rzeki. 

Tereny nad torami kolejowymi

Przez 30 lat wolnej Polski władze miasta nie zrobiły nic, by przejąć od PKP  ziemię nad torami na odcinku od Dworca Centralnego do Dworca Zachodniego. Przecież jest to najwspanialej położona nieruchomość w stolicy. Gdyby przykryć ten odcinek torów tunelem, to nad nim można zbudować wspaniały kompleks architektoniczno-urbanistyczny. Co mogłoby zrobić miasto? Otóż rozpisać konkurs na dzielnicę teatrów, kin, hoteli, biur i Bóg wie czego o wysokości sięgającej chmur. Mógłby powstać oryginalny architektonicznie fragment miasta, nawet z własnym, wewnętrznym systemem transportu i komunikacji. A miasto za ogromne pieniądze uzyskane ze sprzedaży działek mogłoby sfinansować budowę wielopoziomowych skrzyżowań na Placu Zawiszy, Dworcu Południowym, podziemne parkingi i wiele innych inwestycji. W moim programie stawiam sprawę jasno – PKP musi zgodzić się na przykrycie torów od Dworca Centralnego do Zachodniego tunelem tak, by można było nad nim budować. PKP może jedynie negocjować współudział w dochodach ze sprzedaży gruntów. Proszę pamiętać, że wpływy podatkowe z tytułu funkcjonujących na tym terenie obiektów miasto uzyskiwać będzie corocznie.

 Łącznik Osi Saskiej z „Pępkiem Europy”

Wyobrażam sobie, że w wyniku wielkiego konkursu urbanistyczno-architektonicznego powstałoby centrum Europy między Alejami Jerozolimskimi a Świętokrzyską i Marszałkowską a Emilii Plater. A może byłoby cudownym łącznikiem między tym centrum, a Osią Saską i Ogrodem Saskim zbudowanie wzdłuż ulicy Marszałkowskiej od ulicy Królewskiej do Świętokrzyskiej łącznika pełnego zieleni i kilku wkomponowanych w nią budynków. Tak oto stara Warszawa łączyłaby się i przenikała z tą XXI-wieczną. 

ZAKOŃCZENIE

Porównując temperament i fantazję warszawiaków okresu międzywojennego i dzisiejszych zadaję sobie pytanie – skąd nasi przodkowie czerpali w epoce liczydeł i furmanek inspirację do swych projektów i wizji. Boć przecie projekty urbanistyczne i architektoniczne zachwycają rozmachem, funkcjonalnością i wielkością. Domyślam się, że płynęło to z miłości do miasta, radości z odzyskanej niepodległości i potrzeby utrwalenia w pamięci przyszłych pokoleń, że chcieć to móc. Wskrześmy tamtą duchowość.

Nie wyobrażam sobie, by można coś zrobić naprawdę dla Warszawiaków i dla Warszawy bez Warszawiaków. Dlatego prezydentura powinna być pracą z warszawiakami i wśród warszawiaków. Potrzebne są ich pomysły, energia, humor i krytyka. Budżet obywatelski powinien otrzymać zwielokrotnione środki.

Mam pewność, że głęboki przełom dokonuje się w świadomości całego narodu. Polega on na poszukiwaniu nowych autorytetów i wyrwaniu się z prostackiej negacji i krytyki kreowanej przez media. Niech Warszawiacy będą tymi, którzy… „z szaconkiem i fasonem” jako pierwsi pokażą, że nowe, wspólnotowe, pozytywne myślenie i działanie jest możliwe.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *