Od kilku miesięcy z rosnącą intensywnością prowadzona jest w mediach kampania przekonywania, że połączenie Orlenu i Lotosu to pomysł znakomity i ekonomiczny majstersztyk.
W promocyjnych debatach, spektaklach uczestniczą zaproszeni i jak się domyślam… przekonani profesorowie, czyli uczeni w piśmie, prezesi instytutów i organizacji o nazwach historycznych lub w przyszłość wybiegających, eksperci i doradcy firm krajowych i zagranicznych, często o nazwach długich mimo skrótów (a nawet w językach obcych), dziennikarze, historycy i… nie wiadomo kto jeszcze.
Nietrudno się domyślić, że to Orlen i Lotos biorą na siebie koszty czasów antenowych, pełnych stron gazet i czasopism, a może nawet gratyfikacji dla uczestników debat.
I tak oto powstał zgodny chór cmokających, pełnych zachwytu nad genialnością pomysłu o połączeniu dwóch firm. Rolę wodzireja i solisty w tym chórze wziął na siebie prezes Orlenu, którego sylwetka jest publicznie znana. Rolę solistki – pani prezes grupy Lotos.
Nachalność kampanii propagandowej nie wzbudza jednak zaufania, a przeciwnie – pojawia się coraz więcej podejrzeń co do zasadności tej transakcji. Jeśli fuzja jest tak korzystna dla wszystkich poczynając od obywateli poprzez firmy na państwie skończywszy, to po co aż tyle propagandowego zgiełku?
Postanowiłem uważnie przyjrzeć się transakcji. Zacząłem szukać w internecie. Tam na szczęście propaganda bogoojczyźniana nie jest w stanie wszystkiego skontrolować i ocenzurować. Co znalazłem? Znakomitą analizę Andrzeja Szczęśniaka – byłego prezesa Polskiej Izby paliw Płynnych. Jest ona druzgocącą krytyką fuzji Orlenu i Lotosu pod dyktando Komisji Europejskiej. Co trzeba podkreślić, Andrzej Szczęśniak nie otrzymał zaproszenia do udziału w żadnej z propagandowych, publicznych debat. Jego argumenty nigdy nie zostały upublicznione w mediach, a co najważniejsze poddane krytyce i skonfrontowane z racjami zwolenników fuzji. Mówiąc wprost – głosy krytyczne są przez propagandzistów „karczowane z korzeniami”. Obowiązuje zasada: czego nie ma w mediach nie istnieje.
Jeszcze bardziej zwątpiłem w argumenty duetu solistów i popleczników fuzji, gdy dotarłem do danych, że Orlen zarządzany przez ulubieńca wicepremiera jest w czołówce zalegających z zapłatą za dostarczone towary i usługi (na kwotę około 4,6 mld zł).
Nie mam złudzeń, że nie od dziś media przymuszone przez coraz bardziej otaczającą nas rzeczywistość, „dla chleba” publikują często to, za co im płacą. Takie życie.
Smutno jednak się robi na myśl, że naukowcy, często z profesorskimi tytułami, zaczynają przyjmować na siebie rolę latarni… dla pijanego. Nie służy mu ona do oświetlenia drogi, a do… podparcia, by nie upadł.
http://szczesniak.pl/orlen-lotos-oddanie-rynku