„Równość, wolność, własność – to prawa najpotrzebniejsze człowiekowi” Stanisław Staszic.
Czytam w jednej z gazet listę bez mała 2000 adresów kamienic i nieruchomości w Warszawie, które są uznane za udokumentowany przedmiot roszczeń reprywatyzacyjnych. Czytam o 8000 spraw, które toczą się w sądach a dotyczą zwrotu mienia w Warszawie. Czytam o około 14000 spraw, które mogą być przedmiotem roszczeń w Warszawie.
Reprywatyzacja, zwrot własności – temat, który wraca.
Dla obecnych lokatorów, a mogą ich być dziesiątki, a może i więcej tysięcy sądowe wyroki oznaczają z reguły konieczność opuszczenia zajmowanych mieszkań i nieruchomości. Nowi – starzy z mocy prawa kamienicznicy są z reguły bezwzględni, w myśl reguły „wynocha na bruk”.
Kto zdecydował o tym, że taką ma treść i takie są fakty dotyczące większości zwracanych nieruchomości w Warszawie? Odpowiedź brzmi „nikt”. A nikt to „święte prawo własności”. Na jego straży stanął najpowabniejszy spadkobierca komuny Aleksander Kwaśniewski, który w 2001 roku zawetował ustawę reprywatyzacyjną. Dołączył do niego Bronisław Komorowski, którego formacja PO rządząca przez osiem lat nie potrafiła przygotować uczciwej ustawy, a pośpiesznie napisanej, uproszczonej wersji i tak na odchodne Pan Prezydent nie podpisał.
Moja teza brzmi: zaniechanie prawdziwej prywatyzacji – z czym mamy do czynienia od lat to dobitny dowód korupcyjnej zmowy rządzących od lewa do prawa w imię obcych interesów, z krzywdą dla Polaków i to najczęściej tych najuboższych.
Kim są z reguły „spadkobiercy” – pożal się Boże, występujący z roszczeniami? Przypominają postacie z felietonów Wiecha:
„Urzędnik pyta Uszera Rotenberga
– Skąd Pan ma świadectwo uniwersytetu w Dijon?
– Kupiłem za 500 złotych od Nuchima Sierszczyka – odpowiada szczerze pan Uszer, absolwent szkoły chederowej.
Krótkie śledztwo wykazało, że Nuchim Sierszczyk miał wytwórnię świadectw uniwersytetu w Dijon, które dostarczał młodym pacyfistom w wieku poborowym z północnej Warszawy celem wyreklamowania z wojska.”
Skala roszczeń poraża. Przykład – dom w Warszawie Marszałkowska 138-142 róg Świętokrzyskiej, przy skrzyżowaniu metra, zbudowany w 1955 roku, wart z działką dziesiątki, a może ponad 100 milionów złotych. Podobnych nieruchomości mamy tysiące. Wszak przedwojenna Warszawa swym obszarem ograniczała się do dzisiejszych centralnych dzielnic. A jeśli tak, to choćby ze względu na położenie wartość i cena nieruchomości na tym obszarze idzie w dziesiątki milionów złotych.
Ponieważ nie ma ustawy o reprywatyzacji w Polsce – choć wszystkie kraje postkomunistyczne dawno ten problem rozwiązały – toteż mieszkań i kamienic nie wolno wykupować. Miasto ich nie remontuje, lokatorzy też o nie nie dbają, bo to nie ich. Jest wiele pustostanów, na których miasto nie zarabia, a które niszczeją. Mogę dodać mój wniosek – pewnie właśnie o to chodzi. Bo opuszczoną bądź zdewastowaną nieruchomość łatwiej przejąć za „psi grosz”, bądź przekazać cwaniakom mocą wyroku sądowego. I tak oto władze miasta głosząc, że stoją na straży prawa sprzyjają bezprawiu.
Jednocześnie te same władze miasta, które nie podejmują żadnych decyzji w większości spornych spraw szybko i zdecydowanie potrafiły odmówić prawa zwrotu spadkobiercom działki położonej w sąsiedztwie Stadionu Narodowego. Bo groził skandal, że na mistrzostwa Europy stadion nie będzie otwarty. Jak widać, gdy się chce to można.
O problemie zwrotu własności wielokrotnie pisali eksperci Klubu Inteligencji Polskiej i część mediów. Wskazywali, że w umowach z państwami Europy Zachodniej i USA władze komunistycznej Polski zobowiązały się i sumiennie spłaciły wszystkie powojenne roszczenia. A jednocześnie Polska nigdy nie otrzymała zadośćuczynienia ani od Niemiec ani od spadkobierców Związku Radzieckiego dotyczącego zniszczeń wojennych, które tak jak w przypadku Warszawy nie zostały w większości spowodowane działaniami wojennymi, a były efektem systematycznego niszczenia substancji materialnej przez okupantów.
Moim zdaniem o problemie reprywatyzacji należy dziś mówić ze zwielokrotnioną mocą. Czemu? Bo objawia się on w zupełnie nowym kontekście. Nowy rząd deklaruje strategię ponownej industrializacji, odzyskiwania przez Polaków własności w przemyśle, bankach, handlu. Pozostawienie nie rozwiązanym problemu reprywatyzacji będzie jednocześnie oznaczać wywłaszczenie setek tysięcy Polaków z mieszkań, domów, nieruchomości, ziemi. Ten majątek, co gorsza, ma z mocy prawa, a ja powiem z wszechmocy bezprawia przejść za bezcen w ręce cwaniaków i kombinatorów.
Wybijanie się Polaków na własność – hasło, które na swych sztandarach wypisał nowy rząd nie może rozpocząć się od wyrzucenia ich z mieszkań i domów. Postawmy jasną tezę – sprawdzianem wiarygodności rządzących powinna być bezzwłocznie zgłoszona i przegłosowana ustawa reprywatyzacyjna dająca godne zadośćuczynienie prawowitym, powtarzam i podkreślam – prawowitym spadkobiercom właścicieli, a jednocześnie uznająca prawa i zabezpieczająca los obecnych użytkowników mieszkań i nieruchomości. Jeśli mówimy o obronie polskiej ziemi to tym bardziej i głośno mówmy o obronie polskich nieruchomości. W myśl zasady „nasze ulice, nasze kamienice”.
Problem znalezienia funduszy na godziwe zadośćuczynienie prawowitym spadkobiercom uważam za pozorny. Wielu obecnych lokatorów zgodzi się wykupić przy częściowej spłacie zajmowane mieszkania, co stworzyłoby fundusz reprywatyzacyjny, równocześnie uruchomiło rynek wtórny a w konsekwencji umożliwiło remonty i odbudowę kamienic, dając miastu wpływy podatkowe. Możemy tu dodać, że władze Warszawy swą bezczynnością potrafią zadziwiać a fakt, że w roku 2015 nie umiały wydać około dwóch miliardów złotych dowodzi, ile pieniędzy marnuje się, gdy chociażby niewielka ich część powinna posłużyć do wykupu roszczeń, wystawienia wolnych lokali na licytację i uzyskanie tą drogą kolejnych środków rozwiązujących problem reprywatyzacji.
Dlatego po raz kolejny wracam do tezy, że w sprawie zwrotu własności mamy w Polsce zmowę urzędników, polityków, finansowych malwersantów. Trwa żerowisko bezprawia, korupcji.
Pytam więc, czy nie jest to czas byśmy nie oglądając się na władzę, ale chcąc jej pomóc i z nią współdziałać w imię wspólnego dobra podjęli walkę o obronę polskiej własności w stolicy i wielu miastach Polski. Zorganizujmy się, pilnie przygotujmy jasny projekt ustawy reprywatyzacyjnej – niech to będzie nasza społeczna inicjatywa. Pod hasłem – „Warszawo ty moja, Warszawo”, „Krakowie ty mój, Krakowie”, „Wrocławiu ty mój, Wrocławiu” zbierzmy podpisy i złóżmy ja w Sejmie. Głęboko wierzę, że będzie nas wielu, a wątpiący dziś, dołączą do nas jutro.