Już tytuł konferencji – „Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę” przykuwa uwagę, a co dopiero gdy spojrzeć na miejsce i skład uczestników. Odbyła się ona 4 lutego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu u ojca Tadeusza Rydzyka, a udział w niej wzięli m.in. Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Henryk Kowalczyk, Wojciech Jasiński, Zbigniew Jagiełło i inni. Nazwiska mówców nakazują z największą uwagą wczytać się w ich wystąpienia.
Na wstępie wskażę na fakt, który wiele wyjaśnia. W żadnym z przekazów medialnych nie wspomniano, by podczas konferencji wystąpił i zabrał głos polski wielki, średni bądź mały przedsiębiorca, których jest przecież ponad półtora miliona. Zatem odbyła się konferencja o przedsiębiorcach, ważna dla przedsiębiorców, ale przedsiębiorcy prawa głosu nie mieli. Taki schemat prowadzenia debaty przywołuje na pamięć czasy dawnego systemu, gdy konwentykle partyjne zwoływane były pod hasłem troski o „lud pracujący miast i wsi”, o „klasę robotniczą”. Tyle, że przedstawiciele ludu i klasy robotniczej mogli co najwyżej wysłuchać przemówień aparatczyków i na dany znak… urządzić spontaniczną owację na stojąco.
Jako jeden z polskich przedsiębiorców zadałem sobie trud przeczytania relacji z wystąpienia głównego mówcy – Jarosława Kaczyńskiego. Odpowiedzialność przedsiębiorców ma według prezesa PiS dwa poziomy: „Po pierwsze to zdanie sobie sprawy z tego, że istnieje państwo (…) jeżeli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się po prostu do tego nie nadaje”, „Jeżeli ktoś we współczesnej Polsce nie jest w stanie działać efektywnie, to po prostu powinien zająć się czymś innym.” Po drugie odpowiedzialność przedsiębiorców to według Jarosława Kaczyńskiego zobowiązanie wobec wspólnoty: „Do państwa należy żeby rozwój był możliwie sprawiedliwy, nie prowadził do zbyt wielkich różnic społecznych, natomiast do przedsiębiorców należy to wszystko, co jest potrzebne, by ten rozwój następował.” Mówca podkreślił, że to przedsiębiorcy odpowiedzialni są za skłonność do inwestowania oraz skłonność do wprowadzania innowacji. Konkluzja brzmi następująco: „Najpierw państwo, później własność”. „Państwo musi dysponować zasobami czyli musi ściągać podatki, składki, daniny publiczne”.
Wypada zapytać Jarosława Kaczyńskiego – co to jest państwo? Czy państwo to: naród, historia, ziemia, prawo, instytucje? Czy przeciwnie, jak mawiał pewien władca „państwo to ja”, a zatem sprawujący władzę i podlegli im urzędnicy. Czy zatem władza ma służyć narodowi w zgodzie z prawem, a instytucje państwa stać na straży tegoż prawa i bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego? Czy przeciwnie – a tak sugeruje Jarosław Kaczyński – naród, w tym wypadku przedsiębiorcy, mają wypełniać polecenia i zadania wyznaczone i nałożone przez rządzących utożsamiających się z państwem.
Teza – „najpierw państwo, później własność” – tak powabna i na pierwszy rzut oka słuszna jest z gruntu fałszywa. Prowadzi bowiem do wniosku, że w skrajnym przypadku bez własności, dodajmy własności prywatnej, może istnieć państwo, a w nim narodowa wspólnota. Co więcej, że bez własności można być wolnym… a ja dodam – najmitą. To właśnie polemizując z taką logiką Jan Olszewski, którego członkiem ekipy miałem zaszczyt być, zadał fundamentalne pytanie: „Czyja Polska?” Czyja, czyli kogo: władzy, urzędników, służb „tajnych, widnych i dwupłciowych”, a może przeciwnie – poprzez uwłaszczenie, wybicie się na własność – powinna pozostać w rękach Polaków, w rękach narodu. To Stanisław Staszic pisał o równości, wolności i własności jako fundamencie praw człowieka. Ten, kto coś ma, choćby tylko nieruchomość bądź małą firmę wie, że państwo jest mu potrzebne, by stać na straży własności i być partnerem w jej pomnażaniu. Natomiast ten, kto nie ma nic może beztrosko zaśpiewać „to już jest koniec, nie mamy nic, jesteśmy wolni, możemy iść”, a ja uściślę… emigrować.
Teza Jarosława Kaczyńskiego, że polscy przedsiębiorcy mogą „nie zdawać sobie sprawy z tego, że istnieje państwo,” że mogą nie wiedzieć o odpowiedzialności”, „zobowiązaniach wobec wspólnoty” jest nie tylko błędna i dowodząca nieznajomości rzeczy, ale obraźliwa dla środowiska. Polski przedsiębiorca doskonale wie, co to jest odpowiadać za zatrudnionych pracowników, co z mocy prawa i obowiązków na niego nałożonych winien jest państwu i samorządom. Powiem więcej. Nawet gdyby polski przedsiębiorca chciał być nieodpowiedzialnym i nieobowiązkowym wobec państwa to przy obecnych bezwzględnych przepisach, nieprzychylnych, a często opresyjnych wobec niego – państwo poprzez swoje instytucje przypomniałoby mu boleśnie, gdzie jego miejsce.
Jarosław Kaczyński oskarża, czyni odpowiedzialnymi przedsiębiorców za to, „co jest potrzebne, by rozwój nastąpił”, czyli brak skłonności do inwestowania i brak skłonności do wprowadzania innowacji.
Już sam fakt, że wyłącznie przedsiębiorców uznaje odpowiedzialnymi za rozwój gospodarczy uznać należy za błędny. Gdyby tak było, to może najprościej należałoby zlikwidować środowisko przedsiębiorców, a doskonała, wszechwiedząca „grupa trzymająca władzę – lepszej zmiany” pokierowałaby gospodarką. Jarosław Kaczyński tak kategorycznie wypowiadający się o postawach przedsiębiorców, o dziwo, ani jednego nie włączył do swojej ekipy parlamentarnej czy rządowej. Co więcej, ani jednego przedsiębiorcy bądź ekonomisty nie ma wśród posłów PiS, zaś żaden z czołowych działaczy partyjnych i parlamentarnych nigdy złotówki nie zarobił prowadząc własną działalność gospodarczą. Dzielenie Polaków, dzielenie społeczeństwa – tak charakterystyczne dla sposobu uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego na służących dobrej i służących złej sprawie przypomina tu powiedzenie „a ty Kuba od roboty, a ja Maciej od ochoty”.
Na zarzut o zbyt małe skłonności do inwestowania odpowiadam jako przedsiębiorca. Skłonność ta jest wypadkową dwóch możliwych stanów i sytuacji. Pierwszej, gdy prognozy, oczekiwania, kalkulacje co do przyszłych korzyści i zysków są pozytywne. Istnieje zatem uzasadnione przypuszczenie, co do wzrostu popytu na dobra i usługi przez nas wytwarzane. Zaś drugą przyczyną skłonności do inwestowania może być stan, gdy wzrost kosztów, spadek zysków i oczekiwania co do negatywnych tendencji, takich jak spadek popytu skłonią przedsiębiorcę broniącego się przed bankructwem do inwestowania w nowoczesne technologie. Wszystko po to, by obniżyć koszty, powstrzymać spadek zysku i być może umocnić swoją pozycję na rynku. Ani w jednym, ani w drugim wypadku skłonność do inwestowania nie może być „chciejstwem” bądź realizacją woli rządzących. Decyzje przedsiębiorców są w całej ich masie dowodem odpowiedzialności przed swymi pracownikami i samym sobą i wynikają z analizy rynku, prognoz co do koniunktury oraz oceny polityki gospodarczej i społecznej państwa.
Co oznacza powstrzymywanie się od inwestycji? Oznacza przede wszystkim brak oczekiwania pomyślnych zysków, wysokie ryzyko poniesienia straty. Kto ponosi odpowiedzialność za taki stan świadomości przedsiębiorców? Nie ulega dla mnie wątpliwości, że przede wszystkim rządzący. Tym bardziej, jeśli swymi deklaracjami i przyjmowanymi rozwiązaniami prawnymi czynią z przedsiębiorców potencjalnych przestępców, łamiących prawo egoistów.
Dlaczego skłonność do wprowadzania innowacji jest wśród polskich przedsiębiorców tak niska? Pierwsza przyczyna wynika z faktu, że innowacje dziś są najczęściej pochodną ogromnych nakładów ponoszonych na badania podstawowe realizowane przez wielkie zespoły naukowe, wyposażone we wspaniałe laboratoria, najczęściej finansowane przez ponadnarodowe koncerny bądź z budżetów państw. My takich badań nie prowadzimy, nas na nie nie stać. Na tej samej konferencji wicepremier Mateusz Morawiecki powiedział: „W budżecie pieniędzy na rozwój tak naprawdę nie ma. Z budżetu minister rozwoju nie dostał ani złotówki na rozwój.” Drugą przyczyną jest fakt, że to właśnie rządy postkomunistyczne i rządy AWS-UW poprzez rabunkową prywatyzację rozpędziły na cztery wiatry zespoły i zaplecza naukowo-badawcze oraz pracowników instytutów naukowych. A jeśli pan prezes o tym zapomniał, to przypomnę, że większość posłów AWS i UW to byli obecni posłowie PO i PiS. Pytam o jakich innowacjach może myśleć polski przedsiębiorca, jeśli w żadnej ustawie nie ma wzmianki o prawie do odpisu od podatku w przypadku ponoszenia nakładów na badania naukowe, na stypendia, staże dla młodych, zdolnych pracowników itp.
W przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego twierdzę, że polscy przedsiębiorcy odpowiedzialność za państwo świadomie na swych barkach niosą pomimo przeciwieństw, kłód rzucanych pod nogi, straszenia karami, domiarami, zaostrzania prawa i opresyjnej działalności urzędów i instytucji. To przedsiębiorcy zatrudniają pracowników, płacą podatki .To im należy się pomnik, a przecież od nikogo nie usłyszeli słowa – dziękuję.
Polscy przedsiębiorcy od lat zabiegają o utworzenie samorządu gospodarczego – ich prawdziwej reprezentacji wobec władz państwowych, samorządowych i związków zawodowych. Odpowiedź na ten postulat jest niezmiennie negatywna. Polscy przedsiębiorcy powinni brać tyle odpowiedzialności za Polskę na ile ich głos jest słyszany, brany pod uwagę, przyjęty do realizacji przez rządzących. By ponosić odpowiedzialność trzeba mieć wpływ na decyzje, czyli współdecydować. Moja reguła brzmi – tyle odpowiedzialności ile współdecydowania. Tymczasem sposób prowadzenia konferencji, na której głos zabrał Jarosław Kaczyński i wygłoszone wystąpienia wykazały, że władza potrafi słuchać tylko siebie i sobie… miłych.