Kto zyskuje a kto traci na polskiej polityce podatkowej

Z perspektywy samorządów system podatkowy działa źle. Szybko przybywa zadań i obowiązków samorządom, ale nie idą za tym dodatkowe środki ani rosnący procentowo udział we wpływach podatkowych. Dochody własne samorządów rosną powoli, powiększa się także różnica między gminami bogatymi i biednymi. Rośnie zadłużenie samorządów. Reakcja na powyższe zjawiska polegająca na wprowadzaniu lokalnych opłat, mandatów jest dowodem coraz większej anarchii w systemie podatkowym.

Tymczasem rola samorządów w systemie bezpieczeństwa państwa jest nie do przecenienia. To one jako pierwsze biorą na siebie ciężar walki z klęskami losowymi, to także na bazie samorządów powinna być tworzona formacja paramilitarna sił obrony terytorialnej kraju, czy jak kto woli – gwardii narodowej.

Obecny system finansowania samorządów likwiduje prawdziwą samorządność, sprzyja rozrostowi biurokracji, a ubezwłasnowolniony samorząd czyni pokornym klientem „klamkującym” do stosownych urzędów centralnych i ministerstw z prośbą o środki.

Współczesne państwo poza wyjątkami nie może istnieć bez systemu podatkowego. System ten powinien być skuteczny jeśli chodzi o wysokość i dynamikę wzrostu wpływów podatkowych. System powinien w przypadku kraju takiego jak Polska – kraju na dorobku, premiować i wspierać ciężko i mądrze pracujących, a karać i eliminować pracujących źle, bądź z własnej woli nie robiących nic.

Że tak nie jest wystarczy następujący przykład. W Polsce mamy do czynienia z ogromną nadpłynnością w bankach i jednoczesnym ogromnym transferem przez nie zysków za granicę. Władze miast karać i przeciwdziałać tym praktykom, nagradzają banki. NBP skupuje nagromadzone środki, trzyma na oprocentowanych kontach co oznacza, że wypłaca premie bankom za nic niezrobienie. NBP i nadzór bankowy zezwalają na transfer zysków zagranicę, podczas gdy na całym świecie regułą jest przeznaczanie zysków na kapitał zapasowy banków.

NBP i nadzór bankowy pozwalają bankom na nadużywanie praktyk polegających na wprowadzaniu i podnoszeniu opłat od operacji bankowych, kart kredytowych, co powoduje, że zyski banków rosną w Polsce najszybciej a dzieje się tak kosztem konsumentów i przedsiębiorców.

Jeśli ktoś uważa, że zaostrzenie polityki wobec banków zagranicznych może skutkować ucieczką kapitału finansowego z Polski to po pierwsze odpowiem, że i tak wywóz tego kapitału cały czas ma miejsce na ogromną skalę, a po drugie – ucieczki takiej się nie obawiam, gdyż stopa zysków w sektorze bankowym w Polsce jest wielokrotnie wyższa niż w większości krajów, o czym najlepiej świadczy tempo wzrostu zysku wynoszące ponad 30% corocznie.

Osobną kwestią, którą należy rozważyć jest wpływ na dochody podatkowe państwa strategii obywateli i przedsiębiorstw nabywania nieruchomości jako bezpiecznej lokaty kapitału. Fakt ten należy pochwalać, gdy oznacza „wybicie się Polaków na własność”, ale należy też zwrócić uwagę, że w skrajnych przypadkach są to lokaty oznaczające zamrożenie i bezczynność kapitału, swoistą ucieczkę przed opodatkowaniem.

Coraz więcej mamy w Polsce przykładów, że bardzo drogie nieruchomości są nie zewidencjonowane i nie opodatkowane. Nie jestem zwolennikiem podatku katastralnego, ale rozumiem argumentację, że inwestowanie w luksusowe nieruchomości tak jak ma to miejsce w większości krajów Europy powinno zostać opodatkowane.

Troska państwa o wpływy podatkowe polegać powinna na nakładaniu takich podatków, które nie zachęcają do nieewidencjonowanego obrotu gospodarczego, a dla budżetu oznaczają spadek dochodów. Już w roku 1998-1999 premier L. Balcerowicz przekonał się, że jego woluntarystyczne obciążenie alkoholu wysoką akcyzą miast wzrostu wpływów do budżetu, przyniosło spadek dochodów podatkowych, przyczyniło się do gwałtownego zwiększenia przemytu i nielegalnej produkcji alkoholu. Dziś mamy do czynienia z ogromnym wzrostem przemytu i produkcji nieewidencjonowanego paliwa, alkoholu i innych używek. Państwo dziś bardziej niż kiedykolwiek powinno stwarzać zachęty do legalnej działalności i dezaktywować podziemie gospodarcze.

Szczególnym problemem w systemie podatkowym, oddziałującym także na budżet państwa, jest realizowany od kilkunastu lat system emerytalny OFE. To niespotykany nigdzie na taką skalę eksperyment, gdzie z mocy prawa i pod przymusem obywatele płacą składkę emerytalną, głównie zagranicznym instytucjom finansowym, czyli z mocy prawa następuje prywatyzacja w ręce kapitału zagranicznego części naszych przyszłych dochodów, które to następnie są pożyczane budżetowi państwa za wysokim oprocentowaniem, co zwiększa zadłużenie tego budżetu, a w konsekwencji podnosi koszty tego zadłużenia, które to koszty my na końcu musimy pokryć płacąc wyższe podatki. Państwo zadłużając się zmusza obywateli do spłaty tegoż zadłużenia.

Jeśli prawdą jest powiedzenie, że ten kto ma pieniądze ma realną władzę, to przypomnę, że w funduszach emerytalnych zgromadzonych jest dziś ponad 260 miliardów złotych, a premie, które wypłacają sobie członkowie zarządów funduszy w skali roku osiągają kwotę do 800 milionów złotych. Ogromny kapitał funduszy emerytalnych powinien zostać odzyskany i poprzez ZUS obywatele powinni zadecydować co z nim się stanie, czyli co każdy zrobi z uzbieranymi przez siebie pieniędzmi. Oczywiście nie można dopuścić, by nastąpiła natychmiastowa wypłata w formie pieniężnej nagromadzonych środków.

Zastanawiające jest, że państwo nie robi nic, by ograniczyć finansowanie z zagranicy instytucji, fundacji, stowarzyszeń, które to podejmują działalność mającą na celu utrudnienie bądź wręcz uniemożliwienie szeregu inwestycji w Polsce. Czas już skończyć z udawaniem, że ktoś kto podaje się za ekologa, ma na względzie dobro Polski gdy jest opłacany pośrednio bądź bezpośrednio z zagranicy. Prymas Stefan kard. Wyszyński mówił zawsze, że nie możemy dopuścić, by polityka polska i w Polsce była uprawiana za niepolskie pieniądze. Jestem za tym, by po pierwsze obowiązywała pełna jawność finansowania stowarzyszeń, fundacji i innych, szczególnie jeśli ma to źródło poza granicami Polski. Jestem także za skrajnie wysokim opodatkowaniem tychże dotacji zagranicznych.

Państwo polskie na skutek błędnej, należy chyba powiedzieć, obłędnej doktryny ekonomicznej, w ciągu ostatnich lat gwałtownie zwiększyło swoje zadłużenie. Samo zadłużenie budżetu przekracza 800 miliardów złotych. A ile wynosi gdyby dodać zadłużenie samorządów, przedsiębiorstw państwowych, gospodarstw domowych – aż trudno sobie wyobrazić, jak wielka byłaby to kwota. Dodatkowym problemem jest fakt, że rosnący udział w finansowaniu polskiego zadłużenia mają zagraniczne instytucje finansowe i banki. Coraz bardziej stajemy się ich zakładnikiem.

Pierwszym problemem w tym kontekście, przed którym stajemy jest konieczność obsługi zadłużenia czyli odsetek od długu. To dziś ponad 40 miliardów złotych rocznie. Drugi problem to fakt, że ponieważ wyzbyliśmy się kapitału produkcyjnego, bankowego, handlowego i innych w efekcie prywatyzacji, to zadłużenie możemy spłacać przede wszystkim z naszych dochodów z pracy, a są one przecież jednymi z najniższych w Europie. W sumie stajemy wobec zagadnienia: albo potrafimy radykalnie ograniczyć tempo wzrostu zadłużenia, by następnie częściowo je spłacić, bądź zamienić na udział w programach np. ekologicznych lub innych, albo znajdziemy się w sytuacji takich krajów jak Grecja, które muszą radykalnie podnieść podatki, by choć w części spłacać zadłużenie, co jednak podważa wszelkie kalkulacje racjonalności i opłacalności działalności gospodarczej, prowadzi do zapaści państwa i narodu.

Swoistą formą opodatkowania na którą wpływ ma państwo jest stopa procentowa, kurs walutowy, stopa inflacji. Parametry te kształtują aktywność gospodarczą i tą drogą, a także innymi sposobami, oddziałują na wpływy do budżetu. Kluczową rolę w kształtowaniu powyższych parametrów ma do spełnienia NBP. Bez wahania można powiedzieć, że polityka kursu walutowego jest sprzeczna z interesem polskich przedsiębiorstw eksportujących, a sprzyja importerom i finansowemu kapitałowi spekulacyjnemu. Polskim priorytetem na wiele lat powinno być wspieranie eksportu i jego opłacalności. Jednakże realizowana polityka stabilizacji kursu walutowego przy wysokiej inflacji to wyrok na opłacalny eksport.

Wzrost kosztów produkcji wynikający z inflacji nie jest rekompensowany przez towarzyszący temu spadek wartości złotówki, a przeciwnie – tendencja do aprecjacji polskiej waluty podważa sens produkcji na eksport. Dziś jesteśmy coraz częściej podwykonawcą, monterem, a nie producentem sprzedawanych zagranicę wyrobów. Ogromna część polskiego eksportu trafia na rynek niemiecki, co oznacza skrajne uzależnienie od jednego odbiorcy. Z punktu widzenia bezpieczeństwa ekonomicznego państwa taki stan należy uznać za nie do zaakceptowania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *