List otwarty do Prof. Adama Glapińskiego

Plac Powstańców Warszawy był pierwszym miejscem, gdzie w latach komuny umieszczona została płyta upamiętniająca żołnierzy powstania i ten wspaniały, heroiczny zryw Polaków. Uważam, że miejsce to powinno godnie ukazywać ten fragment historii Warszawy. Dlatego zwracam się w liście otwartym do Prezesa Narodowego Banku Polskiego prof. Adama Glapińskiego z apelem o „Warszawską Guernikę”.

Continue reading →

Przy grobie pułkownika Jana Niewińskiego

11 lipca – data ta powinna być dla nas, Polaków tak samo święta, jak dzień 1 sierpnia. 11 lipca to symboliczny dzień upamiętniający pomordowanie w bestialski sposób Polaków, Żydów, Ormian przez Ukraińców w imię zbrodniczej ideologii w latach 1939-1947. To rocznica zagłady polskości na Wołyniu, Podolu, w Małopolsce Wschodniej. 1 sierpnia to rocznica wybuchu Powstania…

Continue reading →

72. rocznica Powstania Warszawskiego

Moja śp. Mama walczyła w powstaniu. Mój śp. Tato cudem uniknął śmierci podczas Rzezi Woli (jego zeznania są w dokumentach IPN-u). Pierwszy sierpnia to dzień, kiedy najbardziej czuję obecność Rodziców w moich myślach, miłość i wdzięczność dla Nich. O 17.00 – w Godzinę „W” z żoną staliśmy na Placu Trzech Krzyży, by wraz z innymi,…

Continue reading →

Ukraina jutro – podmiotem czy przedmiotem polityki międzynarodowej

 

Spójrzmy na problem w skali globalnej.

Jesteśmy świadkami słabnącej pozycji Stanów Zjednoczonych w gospodarce światowej na rzecz przede wszystkim Chin i państw Azji południowo-wschodniej. W kontekście naszego tytułu podstawowe pytanie brzmi: Czy Stany Zjednoczone zaangażowane coraz bardziej w walkę konkurencyjną z Chinami i krajami Azji będą gotowe nadal angażować się i ponosić koszty utrzymania swych wojsk na terenie Europy. Czy nauczone doświadczeniem XX wieku Stany Zjednoczone będą uznawały Europę za miejsce, w którym rozstrzyga się o pokoju i wojnie na świecie? Nie ulega  wątpliwości, że zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Europie nawet jeśli przejściowo zostanie ograniczone, zawsze będzie istotne w sensie militarnym, zaś w sensie ekonomicznym po podpisaniu umowy o wolnym handlu może znacząco wzrosnąć komplikując sytuację ekonomiczną wielu krajów Europy. Z drugiej strony wobec rosnącej potęgi gospodarczej Niemiec i ich dominacji w Europie trudno sobie wyobrazić, by stosunki między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi nie nabrały szczególnego charakteru, oczywiście kosztem pozostałych państw Europy. Dodatkowym czynnikiem, który należy brać pod uwagę jest chińska koncepcja budowy Jedwabnego Szlaku łączącego w jeden silny organizm gospodarczy Europę i Azję. Taki nowy byt gospodarczy, gdyby powstał, z pewnością będzie groźny i nie do zaakceptowania bądź trudny do zaakceptowania przez Stany Zjednoczone.

Europa ma swoje problemy, których rozwiązać nie potrafi, a które rzutować będą na gospodarkę i politykę państw i narodów w najbliższych dziesięcioleciach. Ja na pierwszym miejscu, jako problem europejski, stawiam perspektywę demograficzną. Według szacunków, które uznać należy za precyzyjne, liczba ludności w Europie do roku 2050 praktycznie nie ulegnie zmianie, ale zmieni się struktura populacji, gdyż ponad jedna trzecia ludności będzie miała powyżej 60 lat. W kilku państwach nastąpi znaczący spadek liczby ludności – w Rosji z około 140 do 120 milionów, w Niemczech z 82 do 74, w Polsce z 38 do 34, na Ukrainie z 45 do 36 milionów. W krajach bałtyckich z 6,3 miliona do 5,3 miliona. Ocenia się, że w dziesięciu krajach postkomunistycznych do 2050 roku ubędzie 50 milionów ludzi. Demografowie mówią, że taka skala spadku ludności przypomina kryzys z połowy XIV wieku, gdy przez Europę przetoczyła się epidemia dżumy. Ale są też kraje w Europie jak: Irlandia, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania, Włochy, gdzie liczba ludności wzrośnie. W porównaniu z innymi kontynentami można mówić, że Europa się skurczy i zestarzeje, podczas gdy liczba ludności w Ameryce Północnej wzrośnie o 30%, w Azji o 25% a w Afryce podwoi się. Co więcej, do roku 2050 ubędzie w Europie około 65 milionów miejsc pracy. Największy spadek zasobu pracy zanotują Niemcy z 55 milionów do około 40, Ukraina z 32 milionów do 20 i Polska z 27 do 19 milionów.

Patrząc na te dane ekonomista może powiedzieć „wnioski nasuwają się same”. Wymieńmy je jednak w skrócie. Kryzys demograficzny skutkować będzie: niższą dynamiką gospodarczą, wyższymi kosztami społecznymi, zmianą struktury popytu z produktów przemysłu i rolnych na usługi, wyższą migracją i imigracją, konfliktami narodowościowymi, rasowymi, religijnymi. W słabnącej Europie coraz bezwzględniej każde z państw walczyć będzie o pracowników i rynek zbytu dla swych produktów. Największą siłę mają i z niej korzystają Niemcy, którzy potrzebują rąk do pracy i już tylko z tego względu chętnie spoglądają na Ukrainę, jak też jako największy eksporter świata starają się utrzymać bądź rozszerzyć dla swych firm rynki zbytu, stąd ich niechęć do polityki embarga handlowego w stosunku do Rosji oraz nacisk na przyjęcie przez Unię Europejską umowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi.

Przyjrzyjmy się teraz sytuacji na Ukrainie.

Z punktu widzenia geopolitycznego jej położenie jest strategiczne. Jest bramą do zachodniej i południowej Europy, zaś dla drugiej strony jest przejściem do Rosji, na Kaukaz i Morze Czarne. Ukraina ma wspaniałe gleby, stąd często jest nazywana spichlerzem Europy, ma bogate złoża surowców: węgla, rudy żelaza, rudy metali rzadkich, a nawet bursztynu. Ukraina w czasach należenia do ZSRR zbudowała przemysły: stoczniowy (lotniskowce, lodołamacze), lotniczy, zbrojeniowy i ciężki. Współzależność gospodarek Ukrainy i Rosji będąca efektem wspólnej historii jest oczywista. To Ukraina dostarczała w 1990 roku 25% zbóż, 55% buraków cukrowych, 22% węgla, 46% rudy żelaza i stali. Czołgi rosyjskie z historycznym T-34 powstawały w Charkowie, samoloty i silniki lotnicze w Kijowie, rakiety w Dniepropietrowsku. Nie można żyć iluzją i wierzyć, że dziś Rosja pozwoli Ukrainie stać się eksporterem wyrobów przemysłu zbrojeniowego.

W chwili obecnej Ukraina powinna w ciągu 4-5 lat spłacić zadłużenie przekraczające 50 miliardów dolarów. Oczywiście jest to niemożliwe i sądzić należy, że będzie ono „rolowane” a także, że zadłużenie stanie się narzędziem przemian własnościowych na Ukrainie. Szacuje się, że do 2050 roku ludność Ukrainy zmniejszy się o około 10 milionów. Dodatkowo znacznie powiększy się udział ludzi starych. W sensie politycznym Ukraina jest rządzona przez układ oligarchiczny przypominający nieco Ukrainę XVII-wieczną rządzoną przez polsko-ruską magnaterię nazywaną często królewiętami.

Spróbujmy zebrać i zestawić wnioski, jakie nasuwają się wobec przyszłości Ukrainy w kontekście zmian zachodzących w Europie i na świecie.

Po pierwsze – uznać trzeba, że Stany Zjednoczone w rozgrywce z Rosją traktują Ukrainę instrumentalnie i będą wykorzystywały do destabilizacji politycznej w regionie. Jednocześnie Stany Zjednoczone skwapliwie wykorzystają dla własnych celów ten potencjał gospodarki ukraińskiej, który uznają za wysoce efektywny.

Po drugie – Europa Zachodnia wplątana we własne problemy nie ma ani siły, ani woli pomóc Ukrainie. Co gorsza, jest zainteresowana upadkiem części przemysłu ukraińskiego, z pewnością niedopuszczeniem, by stał się on konkurencyjny w skali kontynentu. Koncerny europejskie zainteresowane są przejęciem rynku ukraińskiego bądź przejęciem za bezcen w ramach procesu prywatyzacji i spłaty zadłużenia tych przedsiębiorstw, które uznane zostaną za atrakcyjne.

Po trzecie – Europa Zachodnia nie jest zainteresowana obroną niepodległości Ukrainy, gdyż ocenia, że osłabiona Rosja ze swym potencjałem ekonomicznym i militarnym dziś i w dającej się przewidzieć przyszłości Zachodniej Europie nie zagraża – jak miało to miejsce kilkadziesiąt lat temu.

Po czwarte – Niemcy nawiązując do tradycji i doktryny Mitteleuropy będą wykorzystywały sentyment Ukraińców do nich grając nacjonalizmem ukraińskim zarówno przeciw Rosji, jak i Polsce.

Po piąte – nie należy oczekiwać, by Rosja była zainteresowana szybką i siłową aneksją Ukrainy ze względu na koszt takiej operacji oraz coraz silniejsze nastroje antyrosyjskie. Rosja będzie starała się pogłębić biedę i kryzys na Ukrainie, anarchizować społeczeństwo i grając „na czas” będzie czekała na korzystną okazję, gdy być może zmęczeni problemami codzienności Ukraińcy sami poproszą o przyłączenie do Rosji.

Wewnętrzna sytuacja polityczna na Ukrainie ewoluuje w szczególny sposób. Możemy dziś mówić, że przy panującym systemie oligarchicznym dwie grupy dzielą między siebie władzę. Pierwszą stanowią liczący około jednego miliona ukraińscy Żydzi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że właśnie Ukraina to teren, na którym zamieszkiwały plemiona chazarskie, które przyjęły judaizm i że to właśnie ta grupa ludnościowa stanowi dzisiaj około 95% populacji żydowskiej na świecie. Nazywa się ich często Żydami pochodzenia aszkenazyjskiego. Nie ulega wątpliwości, że ukraińscy Żydzi korzystają z silnego wsparcia finansowego, organizacyjnego, medialnego i innych światowej diaspory żydowskiej. Drugą grupą są skrajni nacjonaliści ukraińscy, często finansowo wspierani przez środowiska ukraińskie w Ameryce Północnej i Kanadzie, które swymi hasłami starają się radykalizować społeczeństwo ukraińskie. Symbioza w sprawowaniu władzy  tych dwu środowisk jest paradoksem, jeśli wziąć pod uwagę historyczne konflikty między nimi i skalę zbrodni popełnionych przez banderowców na ludności żydowskiej w latach 1941-1945.

Szukanie tożsamości historycznej w banderyzmie to samobójstwo polityczne sprytnie podsycane przez  środowiska międzynarodowe, którym zależy na destabilizacji w regionie, osłabianiu Rosji i Polski. „Nurzanie się” w banderyzmie przez sprawujących władzę na Ukrainie, czego przykładem: stawianie pomników, nadawanie nazw ulic, ustawa gloryfikująca przywódców OUN-UPA to dowód na nieistnienie prawdziwej elity politycznej na Ukrainie. Na pewno  banderyzm znakomicie wykorzystywany jest jako narzędzie do dyscyplinowania ludności oraz indoktrynowania młodego pokolenia Ukraińców. Nacjonalizm ukraiński służy przede wszystkim tym, którzy chcą władzy dla siebie i słabej, zależnej od struktur międzynarodowych Ukrainy.

Można mieć obawy graniczące z pewnością, że Ukraina stanie się państwem kontrastów, biedy i nielicznych enklaw nowoczesności i bogactwa. Enklawy te to przykładowo przemysł wydobywczy i wielkoobszarowe rolnictwo. Będą one nowoczesne, bo doinwestowane kapitałem zagranicznym, zorientowane na współpracę na rynkach zagranicznych, ale mające tylko znikome związki z lokalnym rynkiem i otoczeniem gospodarczym. Taki model gospodarczy – rozwoju enklawowego jest najczęściej destrukcyjny dla państwa, jak i społeczeństwa.

 

 

Kiedy kolejne rządy mówią – „nic to”

Rok temu wybuchła afera Volkswagena. Na czym polegała? Wielki koncern walczący o prymat w produkcji samochodów na świecie, nie potrafiąc wyprodukować katalizatora spalin spełniającego wyśrubowane normy ochrony środowiska tak zaprogramował komputery w samochodach, że gdy wjeżdżały na przegląd na stację diagnostyczną przez niezbędny do badania czas 1370 sekund katalizator działał na poziomie przestrzegania norm, by później emisja spalin rosła nawet 40-krotnie.

Wybuchł skandal, koncern chciał bowiem podbić amerykański rynek samochodów z silnikiem diesla, reklamując się jako dowód „niemieckiej solidności”. Klienci, dilerzy, urzędy stanowe, Amerykański Urząd ds. Konkurencji wnieśli pozwy do sądu – o fałszerstwo, o naprawy, o odszkodowania, o wymiany podzespołów, o zadośćuczynienie za zanieczyszczenie środowiska. Koszt pozwów i napraw tylko w USA szacuje się na od 45 do 90 miliardów dolarów. Tyle będzie musiał zapłacić Volkswagen.

W obronę niemieckich koncernów samochodowych zaangażowali się czołowi politycy, z panią kanclerz Angelą Merkel na czele. To oni zabiegają i dopilnowują korzystnych dla firm samochodowych norm zużycia spalin oraz metod ich sprawdzania uchwalanych przez instytucje europejskie i publikowanych w dyrektywach. Właśnie z tego powodu do dziś normy emisji spalin są w Europie dwukrotnie łagodniejsze niż w Stanach Zjednoczonych. Postawę niemieckich polityków zdecydowanie broniących własnego przemysłu można zrozumieć i zaakceptować.

Ale przejdźmy na rodzime podwórko. Skoro Niemcy bronią swego przemysłu, co robimy my w Polsce?

Po drogach polskich jeździ szacunkowo ponad 170 tysięcy samochodów z fałszującymi dane komputerami trujących nas i nasze środowisko naturalne. Od bez mała roku apeluję o reakcję do:

– Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który przecież powinien walczyć z oszustwami, tym bardziej na wielką skalę

– Ministerstwa Środowiska, któremu podległe instytucje odpowiadają za przeciwdziałanie naruszaniu norm zanieczyszczenia powietrza

– Inspekcji Transportu Drogowego

Mówiąc krótko, pytam urzędy, instytucje, ministerstwa specjalnie powołane i opłacane z naszych podatków do interweniowania w sprawach dotyczących ochrony środowiska. Zatrudniają one przecież tysiące pracowników, jako cel mają wyznaczoną obronę polskiego konsumenta, polskiego państwa, naszej przyrody. Dla przykładu podam, że UOKiK zatrudnia około 500 osób i ma budżet przekraczający 66 milionów złotych.

     Otóż od bez mała roku wszystkie wyżej wymienione instytucje milczą i nie podjęły żadnych skutecznych działań w sprawie afery VW. Oto fakt mówiący jednoznacznie, jak rozumieją one obronę polskiego interesu na wszystkich płaszczyznach. Czego to dowodzi? Po pierwsze skali infiltracji najważniejszych urzędów, instytucji, ministerstw przez lobby firm zagranicznych. Dodajmy – zmieniają się rządy, ale nie polityka wobec kapitału zagranicznego. Po drugie dowodzi to strachu urzędników przed podjęciem działań naruszających interesy „możnych” oraz ich poczucia bezsilności. A na koniec potwierdza to, że przeświadczenie o bezkarności i dominacji zagranicznych firm, instytucji, lobby w Polsce, które uznają, że „tu mogą wszystko” jest słuszne. Można nas traktować jako sługę i podnóżek.

Potwierdzeniem tej tezy niech będą fakty związane z działalnością Volkswagena w Polsce. Firma za poprzednich rządów zawarła bardzo korzystną umowę na budowę zakładu we Wrześni koło Poznania. Otrzymała wieloletnie zwolnienie podatkowe (czy ktoś z polskich przedsiębiorców może o czymś takim marzyć?). Dodatkowym „smaczkiem” jest fakt, o którym ani poprzedni, ani obecny rząd wolą milczeć, że państwo polskie zobowiązało się wydatkować dodatkową kwotę, wielu milionów złotych (nikt nie chce ujawnić ile) na edukację miejscowej ludności w zakresie kultury niemieckiej, naukę języka, poznanie osobowości i tożsamości niemieckiej. Mnie pozostaje tylko dodać, że wszystko to dzieje się we Wrześni, która w historii Polski zapisała się jako miasto, gdzie dzieci polskie odmówiły nauki religii z niemieckiego katechizmu i zażądały polskiego. Oto jak my potrafimy wykpić bohaterów własnej historii, sami mając gębę pełną bogoojczyźnianych frazesów.

Ale to nie koniec zawirowań wokół koncernu VW w Polsce. Dowodem, że czuje się on u nas jak u siebie, a ja śmiem twierdzić, że nawet lepiej, bo całkowicie bezkarnie ,jest fakt zamiaru budowy koło Wrześni hotelu. Zgadnijcie Państwo dla kogo? Otóż dla sprowadzanych według zamierzeń do Polski robotników-imigrantów. Mają być oni tańsi od Polaków, których i tak koncern nie zatrudnia a zlecił to firmie pośredniczącej, bo nie chce mieć kłopotów z personelem i związkami zawodowymi.

Jak widać, tu gdzie konkrety, pieniądze, interesy nasi urzędnicy i politycy z bożej łaski, tchórzem i korupcją podszyci nawet „walecznego słowa” nie potrafią wypowiedzieć, a co dopiero konsekwentnie bronić naszego interesu.

I dlatego cieszę się, że w Poznaniu organizuje się środowisko właścicieli samochodów z wadliwym katalizatorem firmy VW. Niech wystąpią z roszczeniami prywatnymi przeciw VW, bo ich skala może sięgnąć 10 miliardów złotych. Dlatego proszę rządzących – jeśli nie potraficie pomóc, to chociaż nie przeszkadzajcie. Inicjatorom zaś życzę – zorganizujcie się po poznańsku, uczciwie i sprawnie, nie dajcie się rozbić „od środka” przez „życzliwych”, bo takie próby Was spotkają. A ja ściskam Wam prawicę i trzymam za Was kciuki.

BROŃMY NASZYCH MIESZKAŃ I DOMÓW

„Równość, wolność, własność – to prawa najpotrzebniejsze człowiekowi” Stanisław Staszic.

Czytam w jednej z gazet listę bez mała 2000 adresów kamienic i nieruchomości w Warszawie, które są uznane za udokumentowany przedmiot roszczeń reprywatyzacyjnych. Czytam o 8000 spraw, które toczą się w sądach a dotyczą zwrotu mienia w Warszawie. Czytam o około 14000 spraw, które mogą być przedmiotem roszczeń w Warszawie.

Reprywatyzacja, zwrot własności – temat, który wraca.

Dla obecnych lokatorów, a mogą ich być dziesiątki, a może i więcej tysięcy sądowe wyroki oznaczają z reguły konieczność opuszczenia zajmowanych mieszkań i nieruchomości. Nowi – starzy z mocy prawa kamienicznicy są z reguły bezwzględni, w myśl reguły „wynocha na bruk”.

Kto zdecydował o tym, że taką ma treść i takie są fakty dotyczące większości zwracanych nieruchomości w Warszawie? Odpowiedź brzmi „nikt”. A nikt to „święte prawo własności”. Na jego straży stanął najpowabniejszy spadkobierca komuny Aleksander Kwaśniewski, który w 2001 roku zawetował ustawę reprywatyzacyjną. Dołączył do niego Bronisław Komorowski, którego formacja PO rządząca przez osiem lat nie potrafiła przygotować uczciwej ustawy, a pośpiesznie napisanej, uproszczonej wersji i tak na odchodne Pan Prezydent nie podpisał.

Moja teza brzmi: zaniechanie prawdziwej prywatyzacji – z czym mamy do czynienia od lat to dobitny dowód korupcyjnej zmowy rządzących od lewa do prawa w imię obcych interesów, z krzywdą dla Polaków i to najczęściej tych najuboższych.

Kim są z reguły „spadkobiercy” – pożal się Boże, występujący z roszczeniami? Przypominają postacie z felietonów Wiecha:

„Urzędnik pyta Uszera Rotenberga

– Skąd Pan ma świadectwo uniwersytetu w Dijon?

– Kupiłem za 500 złotych od Nuchima Sierszczyka – odpowiada szczerze pan Uszer, absolwent szkoły chederowej.

Krótkie śledztwo wykazało, że Nuchim Sierszczyk miał wytwórnię świadectw uniwersytetu w Dijon, które dostarczał młodym pacyfistom w wieku poborowym z północnej Warszawy celem wyreklamowania z wojska.”

Skala roszczeń poraża. Przykład – dom w Warszawie Marszałkowska 138-142 róg Świętokrzyskiej, przy skrzyżowaniu metra, zbudowany w 1955 roku, wart z działką dziesiątki, a może ponad 100 milionów złotych. Podobnych nieruchomości mamy tysiące. Wszak przedwojenna Warszawa swym obszarem ograniczała się do dzisiejszych centralnych dzielnic. A jeśli tak, to choćby ze względu na położenie wartość i cena nieruchomości na tym obszarze idzie w dziesiątki milionów złotych.

Ponieważ nie ma ustawy o reprywatyzacji w Polsce – choć wszystkie kraje postkomunistyczne dawno ten problem rozwiązały – toteż mieszkań i kamienic nie wolno wykupować. Miasto ich nie remontuje, lokatorzy też o nie nie dbają, bo to nie ich. Jest wiele pustostanów, na których miasto nie zarabia, a które niszczeją. Mogę dodać mój wniosek – pewnie właśnie o to chodzi. Bo opuszczoną bądź zdewastowaną nieruchomość łatwiej przejąć za „psi grosz”, bądź przekazać cwaniakom mocą wyroku sądowego. I tak oto władze miasta głosząc, że stoją na straży prawa sprzyjają bezprawiu.

Jednocześnie te same władze miasta, które nie podejmują żadnych decyzji w większości spornych spraw szybko i zdecydowanie potrafiły odmówić prawa zwrotu spadkobiercom działki położonej w sąsiedztwie Stadionu Narodowego. Bo groził skandal, że na mistrzostwa Europy stadion nie będzie otwarty. Jak widać, gdy się chce to można.

O problemie zwrotu własności wielokrotnie pisali eksperci Klubu Inteligencji Polskiej i część mediów. Wskazywali, że w umowach z państwami Europy Zachodniej i USA władze komunistycznej Polski zobowiązały się i sumiennie spłaciły wszystkie powojenne roszczenia. A jednocześnie Polska nigdy nie otrzymała zadośćuczynienia ani od Niemiec ani od spadkobierców Związku Radzieckiego dotyczącego zniszczeń wojennych, które tak jak w przypadku Warszawy nie zostały w większości spowodowane działaniami wojennymi, a były efektem systematycznego niszczenia substancji materialnej przez okupantów.

Moim zdaniem o problemie reprywatyzacji należy dziś mówić ze zwielokrotnioną mocą. Czemu? Bo objawia się on w zupełnie nowym kontekście. Nowy rząd deklaruje strategię ponownej industrializacji, odzyskiwania przez Polaków własności w przemyśle, bankach, handlu. Pozostawienie nie rozwiązanym problemu reprywatyzacji będzie jednocześnie oznaczać wywłaszczenie setek tysięcy Polaków z mieszkań, domów, nieruchomości, ziemi. Ten majątek, co gorsza, ma z mocy prawa, a ja powiem z wszechmocy bezprawia przejść za bezcen w ręce cwaniaków i kombinatorów.

     Wybijanie się Polaków na własność – hasło, które na swych sztandarach wypisał nowy rząd nie może rozpocząć się od wyrzucenia ich z mieszkań i domów. Postawmy jasną tezę – sprawdzianem wiarygodności rządzących powinna być bezzwłocznie zgłoszona i przegłosowana ustawa reprywatyzacyjna dająca godne zadośćuczynienie prawowitym, powtarzam i podkreślam – prawowitym spadkobiercom właścicieli, a jednocześnie uznająca prawa i zabezpieczająca los obecnych użytkowników mieszkań i nieruchomości. Jeśli mówimy o obronie polskiej ziemi to tym bardziej i głośno mówmy o obronie polskich nieruchomości. W myśl zasady „nasze ulice, nasze kamienice”.

Problem znalezienia funduszy na godziwe zadośćuczynienie prawowitym spadkobiercom uważam za pozorny. Wielu obecnych lokatorów zgodzi się wykupić przy częściowej spłacie zajmowane mieszkania, co stworzyłoby fundusz reprywatyzacyjny, równocześnie uruchomiło rynek wtórny a w konsekwencji umożliwiło remonty i odbudowę kamienic, dając miastu wpływy podatkowe. Możemy tu dodać, że władze Warszawy swą bezczynnością potrafią zadziwiać a fakt, że w roku 2015 nie umiały wydać około dwóch miliardów złotych dowodzi, ile pieniędzy marnuje się, gdy chociażby niewielka ich część powinna posłużyć do wykupu roszczeń, wystawienia wolnych lokali na licytację i uzyskanie tą drogą kolejnych środków rozwiązujących problem reprywatyzacji.

Dlatego po raz kolejny wracam do tezy, że w sprawie zwrotu własności mamy w Polsce zmowę urzędników, polityków, finansowych malwersantów. Trwa żerowisko bezprawia, korupcji.

Pytam więc, czy nie jest to czas byśmy nie oglądając się na władzę, ale chcąc jej pomóc i z nią współdziałać w imię wspólnego dobra podjęli walkę o obronę polskiej własności w stolicy i wielu miastach Polski. Zorganizujmy się, pilnie przygotujmy jasny projekt ustawy reprywatyzacyjnej – niech to będzie nasza społeczna inicjatywa. Pod hasłem – „Warszawo ty moja, Warszawo”, „Krakowie ty mój, Krakowie”, „Wrocławiu ty mój, Wrocławiu” zbierzmy podpisy i złóżmy ja w Sejmie. Głęboko wierzę, że będzie nas wielu, a wątpiący dziś, dołączą do nas jutro.

Pamięci Biskupa Jana Chrapka

Jan Chrapek

18 października 2001 roku. Tego dnia w wypadku samochodowym zginął biskup Jan Chrapek. Dziś mija czternasta rocznica jego śmierci.

Credo Jana Chrapka brzmiało – „Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię”.

Biskupem diecezji radomskiej był Jan Chrapek raptem dwa lata. A ile zrobił dla Radomia, jak głęboko zapadł mieszkańcom w pamięć, z jakim wzruszeniem radomianie dziś o nim mówią…

To on przywracał dumę i godność mieszkańcom miasta i ziemi radomskiej, przypominając o kolebce literackiego języka polskiego właśnie tu – pod Zwoleniem, gdzie urodził się i mieszkał Jan Kochanowski. To Jan Chrapek mówił o historii miasta, o unii polsko-litewskiej z 1401 roku podpisanej w Radomiu. Organizował stołówki, zbiórki dla ubogich oraz aptekę. Potrafił dotrzeć i przekonać młodzież do wspólnych przedsięwzięć.

Okazywał mi nadzwyczajną serdeczność. Spotykaliśmy się często, przy kawie dyskutowaliśmy i nie ukrywam – spieraliśmy się o sprawy najważniejsze dla Polski i Radomia. Potrafił słuchać, przekonywać, a także uznawać racje innych i podkreślając swoje chłopskie pochodzenie – żartować.

To Jan Chrapek utwierdzał mnie w decyzji ponownego kandydowania do sejmu w 2001 roku.

To z biskupem Janem Chrapkiem napisałem tekst uchwały przegłosowanej przez sejm z okazji 25. Rocznicy Wydarzeń Radomskich o zadośćuczynieniu dla Radomia i jego mieszkańców.

To z biskupem Janem Chrapkiem zaplanowaliśmy obchody 600-lecia unii polsko-litewskiej (jego śmierć to uniemożliwiła).

Jak potrafiłem, pomagałem biskupowi organizować przemarsze uliczne, koncerty, msze – choćby tę, gdy żegnaliśmy radomskie wolontariuszki wyjeżdżające na misję do Afryki.

Jeśli prawdziwe jest powiedzenie – „umiłowani Bogu odchodzą wcześniej” – biskup Jan Chrapek jest tego dowodem.

List otwarty

Drodzy Radomianie, Chcecie wybierać mądrych i uczciwych polityków. Mówicie, nie warto iść na wybory, bo rządzi układ – raz jedni, raz drudzy dorywają się do koryta, a ludziom żyje się coraz gorzej. Macie rację. Dlatego Paweł Kukiz, a my z nim wołamy: „Zlikwidujmy układ, Polsko potrafisz”. Jak trudno rozwalić układ, przykładem jest Radom. Tu bez…

Continue reading →