Polityka i pieniądze – duet z przyszłością

Cesarz Napoleon pytany co jest potrzebne do prowadzenia wojny odpowiadał – trzy rzeczy… pieniądze, pieniądze, pieniądze.

Generał Carl von Clausewitz uświadomił czytelnikom swej książki „O wojnie”, że właśnie wojna jest jednym ze sposobów uprawiania polityki.

     Sądzę, że to co dzieje się w Polsce od czasu naprzemiennych rządów PO i PiS jest odwróconą interpretacją słów Clausewitza, a mianowicie – polityka jest jednym ze sposobów toczenia niekończącej się wojny.

Obie strony czują, że wyczerpane obecnym stylem uprawiania polityki społeczeństwo coraz bardziej rozgląda się i zastanawia, co zrobić by wyjść z tego klinczu. Coraz większą popularnością i atrakcyjnością cieszą się pomysły i hasła zmiany konstytucji, a w szczególności ordynacji wyborczej na większościową oraz likwidacji finansowania partii politycznych z budżetu, zwiększenia roli referendum a także dopuszczenia do współrządzenia organizacji samorządowych i innych.

Śmiało możemy dziś powiedzieć, że hasło przebudowy ustroju politycznego Polski, propozycje zastępujące wybory proporcjonalne większościowymi – o ile znajdą się w programie danego ugrupowania startującego w jesiennych wyborach, napędzą mu głosów, a może nawet przyniosą sukces.

Dla myślącego przywódcy partyjnego, a dziś wodza partii (bo mamy przecież partie wodzowskie) jest oczywistym, że likwidacja finansowania partii z budżetu oraz ordynacja większościowa to na pewno znaczne ograniczenie jego władzy i pozycji w partii. Nastąpi jednocześnie upodmiotowienie szeregowego posła, który z bezwolnego automatu do głosowania, czyli przyciskania guzików, uzyska szansę wybicia się na decyzyjność i znaczną samodzielność intelektualną. Myślący przywódca, by zrównoważyć powyżej opisany efekt osłabienia władzy w partii oraz zapobiec pojawieniu się poważnych konkurentów na scenie ogólnopolskiej wie, że najbardziej potrzebne i przydatne będą pieniądze, duże pieniądze.

Przywódcy wszystkich partii zdają sobie sprawę, że ewentualna nowa ordynacja wyborcza, wymuszona przez społeczeństwo, przyjęta przez Sejm kadencji 2019-2023(?) będzie wymagać bez porównania większych środków finansowych na prowadzenie działalności i kampanii wyborczej niż obecna.

Wie o tym doskonale Jarosław Kaczyński, gdyż to on zawsze wyznawał pogląd, tak też działając, że polityka jest jednym ze sposobów prowadzenia wojny. A  bez pieniędzy wojny się nie wygra.

Współudział w podziale „łupów” z tytułu zasiadania przy Okrągłym Stole, przejęcie przez środowisko PC Expressu Wieczornego – to tylko historycznie najstarsze przykłady politycznej „przenikliwości” przywódcy PiS. Ciekawych informacji dostarcza były wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej (dodatek Plus Minus 1-2 grudnia 2018) mówiąc o tworzeniu w styczniu 1991 roku rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego: „(…) przyszli do nas do hotelu rządowego na Klonowej, gdzie mieszkała głównie gdańska część nowej ekipy, dwaj ważni politycy PC Maciej Zalewski i Andrzej Urbański, i zaczęli nas przekonywać, żebyśmy z kolei my przekonali Bieleckiego do podzielenia się z nimi bankami. A właśnie wydzielano banki regionalne z NBP.” Już w latach 90-tych dojrzewała koncepcja przejęcia instytucji bankowo-finansowej i zrobienia z niej zaplecza finansowego dla ugrupowania politycznego Jarosława Kaczyńskiego.

Nie dziwi, że podjęta została próba przejęcia za bezcen banku Leszka Czarneckiego, następnie dofinansowania go pieniędzmi państwowymi przez NBP, którego prezesem jest Adam Glapiński – bliski współpracownik… prezesa partii. To miała być jedna noga, na której wspierać się powinna partia PiS.

Drugą nogą miała być budowla wzniesiona przy ulicy Srebrnej 16. Dochód roczny z wynajmu tak ogromnego biurowca to co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych. Z takimi pieniędzmi już można się szykować do… wyborów.

Pozostaje pytanie: a co dla zdobycia pieniędzy na wybory według ordynacji większościowej mają zamiar zrobić konkurenci polityczni?

Jeśli nie są bogaci „z domu”, to muszą się rozejrzeć za sponsorami. Historia Polski w jej tragicznym wymiarze uczy, że sponsorów tych nie trzeba było nawet szukać, sami przyjeżdżali z zagranicy przywożąc szkatuły wypełnione pieniędzmi i przekupywali szlachtę uczestniczącą w elekcji króla. Doszło do takiej deprawacji, że „waszmościowie” za nieetyczne uznawali wzięcie łapówki nie od jednego zagranicznego posła, a od dwóch bądź kilku. Czym to się skończyło dla Polski – wszyscy wiemy.

     Dlatego ja, jako zwolennik ordynacji większościowej ostrzegam, że jej wprowadzenie wymaga radykalnych zmian w prawie i regułach funkcjonowania instytucji odpowiedzialnych za prawdziwie wolne i uczciwe wybory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *