500+ czyli wóz przed koniem

Adresatem „piątki” Jarosława Kaczyńskiego nie jest żadna z grup społecznych, które w największym stopniu odpowiadają za stan i dynamikę zmian w gospodarce. Nie ma ani słowa o rolnikach i przedsiębiorcach. A przecież to oni organizują pracę milionów zatrudnionych, kształtują dochody większości społeczeństwa. W sposób bezpośredni, jako podatnicy i pośredni, jako pracodawcy wpływają na dochody budżetu państwa. Czyż nie jest niepokojące, a nawet zatrważające, że ogłaszając swój program przywódca partii rządzącej pomija te dwa środowiska – przedsiębiorców i rolników.

Ponieważ to rok wyborów, fundowana jest „kiełbasa wyborcza”. Ale to danie z reguły jednorazowe i przemijające. Prezes Jarosław Kaczyński serwuje deser dla wybranych. To już nie jest „kiełbasa wyborcza”. To danie, które podawane będzie przez wiele lat. Pociągnie za sobą poważne konsekwencje dla dynamiki gospodarczej, struktury i świadomości społecznej oraz polityki.

Jak postrzegam 500 plus na każde dziecko? Z punktu widzenia budowania wspólnoty, pokoju i zgody społecznej, rozwiązanie to uznać należy za błędne. Ono dzieli Polaków, ono ich skłóca, stygmatyzuje rodziny bezdzietne. Należy natychmiast zadać pytanie – czy są grupy społeczne, nawet bardzo liczne zasługujące na podobne uprzywilejowanie, jak rodziny otrzymujące 500 plus. Odpowiedź narzuca się sama: niepełnosprawni, nauczyciele, służby mundurowe, urzędnicy, pielęgniarki, młodzi lekarze, emeryci i inni. Jeśli tak jest, a jest to one też powinny przyjąć postawę „nam się należy” i upomnieć o pieniądze. Pamiętam naukę mojej mamy – „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”.

Prezes PiS z całą mocą podkreślał, że rozwiązanie „500 plus” oznacza dawanie obywatelom wolności poprzez poprawę stanu zamożności. Słucham i przecieram oczy ze zdumienia. Wolność dla mnie to przede wszystkim swoboda wyboru. Czy mają swobodę wyboru osoby, które nie osiągają godziwych dochodów z pracy i są uzależniane, bez mała skazane na socjalną jałmużnę. Czyż nie jest przyznaniem się rządzących do niezdolności zapewnienia godziwych zarobków poprzez fakt przyznawania im dodatków uznaniowych nie wynikających z wykonanej pracy. Czyż może być uznany za wolnego obywatel, który czeka na 500 plus? Czyż na tym polega godność, że nie można przyjść do domu jako mąż i ojciec i powiedzieć – „zarabiam tyle, że możemy żyć i spokojnie myśleć o przyszłości”. Jako przedsiębiorca od zawsze apeluję do rządzących o podniesienie rocznej kwoty wolnej od opodatkowania do wysokości średniego wynagrodzenia miesięcznego pomnożonego przez liczbę miesięcy. Taka powinna być doktryna ekonomiczna w państwie, w którym praca jest podstawowym i dominującym źródłem dochodu większości społeczeństwa.

Dla ekonomisty rozwiązanie 500 plus od razu rodzi pytania. Kto poniesie koszty operacji? Kto na tym najwięcej zarobi? Jakie będą skutki w dłuższej perspektywie?

Na pewno zarobią banki. To za ich pośrednictwem będą rozdzielane ogromne środki. Jako ekonomista i polityk gospodarczy zapytam od razu – choć odpowiedź znam – czy w rozliczeniu za tak obfity napływ gotówki, który banki znakomicie pomnożą na swoją korzyść, ktoś z rządu negocjował z nimi chociażby obniżkę oprocentowania kredytów hipotecznych dla dwóch milionów rodzin polskich, które dziś są zadłużone na 20-30 lat. Odpowiedź brzmi – nikt. Powaga sytuacji polega na tym, że banki z powodu nadmiaru pieniędzy w ich dyspozycji i wysokiej zyskowności stracą motywację do udzielania kredytów inwestycyjnych przedsiębiorcom i rolnikom. W zupełności wystarczy im , że otrzymujący 500+ z większą ochotą będą zaciągać kredyty konsumpcyjne i płacić wysokie odsetki. Podkreślmy – mechanizm 500 plus spowoduje ograniczenie kredytu inwestycyjnego, tak potrzebnego dziś polskim przedsiębiorcom i rolnikom. Co gorsza, polska gospodarka znalazła się w paradoksalnej, bardzo niekorzystnej sytuacji, a mianowicie przy tempie wzrostu PKB 4-5% rocznie spadają inwestycje. Przedsiębiorcy nie znajdują uzasadnienia dla inwestowania mimo nawoływań rządu. Banki ze swej strony nie chcą kredytować inwestycji.

Na pewno zarobią też zagraniczne sieci handlowe. To one powinny bić brawo rządowi. Nic tak nie cieszy handlowca, jak informacja, że konsument o niskich i średnich dochodach, czyli taki który nie oszczędza a wydaje wszystkie pieniądze, a nawet zaciąga kredyt, licznie zjawi się na rynku. Dlatego sieci handlowe ze zwielokrotnioną determinacją podejmą działania: promocyjne, reklamowe mające na celu przyciągnięcie klientów. To oznacza jednocześnie przyspieszoną eliminację z rynku polskich rodzinnych małych i średnich sklepów. Już teraz ubywa ich rocznie ponad 10 tysięcy. Dzięki polityce 500 plus i dzięki zakazowi pracy w niedzielę proces ten będzie przyspieszał. Wielkie sieci handlowe płacą 0,06% podatku w stosunku do swoich przychodów. Fakt ten powinien wywoływać co najmniej wypieki wstydu na twarzach pracowników służb skarbowych i ministra finansów. Czy ktoś z Państwa coś takiego zauważył?

Trzecią grupą, która zarobi są importerzy. W tym miejscu zajmę się tylko importerami samochodów używanych. W ubiegłym roku sprowadzonych zostało do Polski ponad milion używanych aut. Większość liczyła ponad dziesięć lat i były to najbardziej zatruwające środowisko samochody na ropę, często bez sprawnych katalizatorów. Jeśli przyjąć, że średni koszt importowanego samochodu wynosił między 2000 a 3000 euro to otrzymamy kwotę około 9-14 miliardów złotych. Tyle wydaliśmy na import starzyzny. Proszę porównać tę kwotę z wielkością wypłat na 500 plus za rok 2018, która wyniosła około 24 miliardy złotych. Możemy zatem śmiało powiedzieć, że pani minister Elżbiecie Rafalskiej należy się odznaczenie od niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego za dobrze wykonaną robotę. Rozumiem, że polskie rodziny chcą mieć samochody. Ale jako ekonomista pytam – czy importując starzyznę doganiamy czy przeciwnie, coraz bardziej odstajemy od Europy? Czy powinniśmy efektami naszej ciężkiej pracy napychać kieszenie głównie Niemcom? Co na polscy ekologowie, którzy jakoś nie chcą zauważyć, że w centrach miast (przykładem Warszawa) według szacunków stare samochody są w ponad 60% trucicielem powietrza. Polska już dawno powinna zmobilizować się i stworzyć własny przemysł motoryzacyjny.

Ogromna część wydatków z otrzymanych kwot 500 plus zostanie przeznaczona nie tylko na towary z importu, ale sfinansowanie wakacji i wyjazdów zagranicę. Obawiam się, że ceny tych usług wzrosną. Obym był złym prorokiem, ale najprawdopodobniej bilans handlu zagranicznego gwałtownie się pogorszy między innymi na skutek zakupów z importu i wyjazdów zagranicznych.

Część ekonomistów uważa, że wydatki socjalne rządu nakręcą koniunkturę. Uruchomiony zostanie mechanizm mnożnikowy – wydatki konsumpcyjne czyli zwiększony popyt spowoduje wzrost produkcji i zatrudnienia w zakładach mających niewykorzystane moce wytwórcze. Uważam te nadzieje za płonne. Jedyne, z czym się mogę zgodzić, to że duża część, może nawet około 20% wypłaconej kwoty wróci w formie podatków pośrednich do budżetu państwa.

Podsumujmy. Świadczenie 500 plus, którego głównym pomysłodawcą jest prof. Julian Auleytner nie miało wiele wspólnego z polityką pronatalistyczną i powinno być elementem strategii społeczno-ekonomicznej. Miało służyć zmniejszeniu bądź likwidacji biedy i wykluczenia w rodzinach wielodzietnych. Tę rolę spełniło. Jednocześnie zjawisko spadku liczby ludności w Polsce trwa, a w roku 2018 na emigrację zarobkową udało się ponad 100 tysięcy młodych, z reguły wykształconych Polaków. Jeśli zatem chcemy mówić o mądrej polityce pronatalistycznej czas spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć – nie tędy droga. Czas skończyć z oszukiwaniem społeczeństwa i siebie samych.

W długim okresie polityka 500 plus oznacza przyspieszoną koncentrację kapitału w sektorze bankowym, a zatem w sektorze kreującym pieniądz, a także przyspieszoną koncentrację kapitału, głownie zagranicznego kosztem polskiego, w sektorze handlowym odpowiedzialnym za cyrkulację pieniądza. Mówiąc krótko, pieniądz nie dla polskiego rolnika, polskiego małego, średniego, a nawet dużego przedsiębiorcy. Tymczasem to oni płacąc podatki (w przeciwieństwie do firm zagranicznych) jako jedyni są w stanie w długim okresie zapewnić realizację polityki socjalnej PiS.

Wbrew rozsądkowi i prawom ekonomii – PiS stawia wóz przed koniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *